Na rynek trafiają także droższe mieszkania z wyższej półki i luksusowe apartamenty. Rekordowa sprzedaż zachęca firmy do kolejnych inwestycji. Problem w tym, że trzeba mieć na czym budować.

Deweloperzy, którzy zgromadzili duże banki ziemi, nie mają powodów do niepokoju. Wznoszą osiedla na posiadanych gruntach, jednocześnie rozglądając się za kolejnymi okazjami na rynku działek. Bez presji czasu. Gorzej z firmami, które nie robiły zapasów. Ceny terenów inwestycyjnych wzrosły w ciągu roku nawet o 70 proc.

Dla wielu małych spółek oznacza to jedno – koniec biznesu. Do tego dochodzą problemy z wykonawcami. Rąk do pracy brakuje. Firmy, nawet te duże i stabilne, nie zawsze są w stanie dotrzymać terminów. Lokale bywają oddawane później, niż obiecywano. Drożeją też materiały budowlane. Spółki deweloperskie mogą już nie być w stanie zaspokajać wielkich apetytów. Rynek spowolni.

Na razie biznes deweloperski wciąż kusi obietnicą dużych zarobków. Marże firm dochodzą nawet do 35 proc. Nic dziwnego, że na rynku nieruchomości chcą zarabiać także firmy wywodzące się z innych branż, takich jak spożywcza czy mięsna.

Pojawiają się głosy, że ośmielone świetnymi wynikami sprzedaży firmy zaczną mocno podnosić ceny mieszkań. Argument już jest: drożejąca ziemia i drożejąca robocizna. Gwałtowne zwyżki mogą doprowadzić do pęknięcia bańki i krachu. Część deweloperów być może zdecyduje się więc na obniżkę własnych marż. Jedno jest pewne: rynek nieruchomości przechodzi poważny test. Nie wszyscy go zdadzą.