Stwierdzenie, że „hossa na rynku mieszkaniowym w pełni", jest tym bardziej uzasadnione, że w kilkuprocentowym tempie rosną też ceny mieszkań (w przeliczeniu na metr kwadratowy). Sami deweloperzy są optymistyczni także wobec sprzedaży w przyszłym roku. I za tym ich optymizmem stoją twarde argumenty.

Po pierwsze sprzyjają ogólne warunki makroekonomiczne – najlepsza od lat sytuacja na rynku pracy oraz rosnące realne i rozporządzalne dochody. Według szacunków Narodowego Banku Polskiego ponad dwie trzecie mieszkań kupowanych jest za gotówkę, a tej Polacy mają coraz więcej – w bankowych depozytach zgromadzonych jest już ponad 730 mld zł, z czego 303 mld zł w lokatach.

Od początku roku wypłacono z nich 17 mld zł, które z pewnością częściowo trafiły na zakupy mieszkań. I pewnie pieniądze z lokat będą jeszcze na zakupy lokali płynąć. Według szacunków blisko jedna trzecia mieszkań kupowana jest w celach inwestycyjnych, bo od dwóch lat utrzymuje się mizerne oprocentowanie lokat. Niskie stopy procentowe będą jeszcze przez co najmniej rok, a być może nawet dwa lata, a banki z własnej woli podwyżek oprocentowania nie przeprowadzą.

Niskie stopy to też katalizator dla sprzedaży mieszkań, bo zwiększają zdolność kredytową. Wciąż sporo lokali kupowanych jest przy udziale długu, ten rok może przynieść 45 mld zł sprzedanych kredytów hipotecznych, najwięcej od sześciu lat (w 2016 r. było to 39,5 mld zł). ©?