Nieruchomościowa gorączka nie spada. – Klienci kupują już nawet nie dziury w ziemi, ale plany budynków. Dokonują płatnych rezerwacji mieszkań, na których budowę nie uzyskano jeszcze pozwolenia – mówi Paweł Grabowski, pośrednik z trójmiejskiej agencji BIG Nieruchomości. Lokale „na papierze" są kupowane i dla siebie, i w celach inwestycyjnych – na wynajem albo odsprzedaż.
Także Iwona Pszczółkowska, dyrektor działu rynku pierwotnego w Metrohouse, mówi o popycie na powstające albo planowane dopiero mieszkania. – Na początku budowy wybór jest największy, a ceny najniższe. Ma to szczególne znaczenie dla inwestorów, którzy chcą zarobić na cesji. Cesje (odsprzedaż praw wynikających z umów deweloperskich) znów pojawiają się w ofercie.
Szybki biznes
– Ok. 10 proc. lokali na jednym z bardziej atrakcyjnych osiedli w Gdańsku wróciło do oferty sprzedaży właśnie jako cesje praw – mówi Paweł Grabowski. – Na takie operacje zgadza się jednak coraz mniej deweloperów.
Jeśli uda się nam znaleźć odpowiedni lokal, zarobić można naprawdę dużo. – Trzeba jednak pamiętać, że od zawarcia umowy rezerwacyjnej lub deweloperskiej do odebrania kluczy może upłynąć ponad dwa lata - zauważa pośrednik. Chętnych na taki biznes jednak nie brakuje. – Zdarza się, że klienci jednego dnia podpisują umowę z deweloperem, a już następnego sprzedają mieszkanie – mówi Grabowski. – W ostatnich dwóch latach, dzięki rosnącym cenom mieszkań, na sprzedaży albo cesji świeżo nabytych mieszkań można było zarobić nawet 20 proc. W jednej z inwestycji w pasie nadmorskim w Gdańsku nasi klienci kupili 30-metrową kawalerkę za 260 tys. zł. Tuż przed odebraniem kluczy mieli oferty odkupienia lokalu za ponad 320 tys. zł