Rynek nieruchomości znów rozpala wyobraźnię i nęci obietnicą wielkich zarobków. Potencjalne zyski liczą inwestorzy indywidualni – 5, 6, a może nawet 7 proc. z najmu mieszkania albo jeszcze więcej z inwestycji w pokój w condohotelu. A jeśli się trafi na superokazję, to zarobki mogą wynosić i kilkanaście procent.
Bardzo dobra koniunktura oznacza także żniwa dla deweloperów. Firmy jeszcze nigdy nie budowały tak dużo. Na rynek trafia inwestycja za inwestycją, pęcznieją banki ziemi, ceny mieszkań w najlepszych miejscach idą w górę. Deweloperskie marże przekraczają 30 proc. Nic dziwnego, że mieszkania chcą budować także znane z innej działalności przedsiębiorstwa, np. firma produkująca odzież ze skóry. Rynek jest gorący.
Czeka nas powtórka z historii? Boom sprzed dziesięciu lat także zachęcał do wielkich inwestycji. Firmy biły się w przetargach o każdy skrawek ziemi z dobrym adresem, nie licząc się z kosztami. Niektórzy prowadzili równolegle kilkadziesiąt budów w różnych miastach.
Bańka w końcu pękła. Niemało deweloperów, którzy chcieli zarabiać więcej i więcej, zostało z horrendalnie drogimi działkami, na których już nie opłacało się budować.