#RZECZoBIZNESIE: Mateusz Juroszek: Mieszkanie plus blokuje działki deweloperom

Działki zdrożały szczególnie na rynkach, gdzie koniunktura była dobra. Wielu deweloperów realizuje wtedy niższe marże – mówi Mateusz Juroszek, wiceprezes dewelopera Atal i prezes firmy bukmacherskiej STS, gość programu Pawła Rożyńskiego.

Aktualizacja: 03.10.2017 15:41 Publikacja: 03.10.2017 15:06

#RZECZoBIZNESIE: Mateusz Juroszek: Mieszkanie plus blokuje działki deweloperom

Foto: Rzeczpospolita

Mieszkania zaczęły drożeć. Czy czeka nas scenariusz węgierski, gdzie drożeją dwucyfrowo w skali roku?

Dzisiaj na rynku mamy dość stabilną sytuację. Polacy zarabiają lepiej, w gospodarce jest całkiem nieźle i branża deweloperska ma się dość dobrze. To jest naturalne, że jeżeli jest popyt, to sprzedający będą się starali o trochę wyższe marże.

Na szczęście rynek jest zupełnie inny 10 lat temu, bo nie ma szaleńczego rajdu. Nie prognozujemy więc gigantycznego wzrostu cen. Uważamy, że mogą iść o kilka procent w górę w przeciągu 2 lat.

Mamy duży wzrost popytu, ale też dużo większą podaż. Bardzo dużo działek zabudowywanych jest pod inwestycje deweloperskie.

W Polsce brakuje 2 mln mieszkań. My cały czas nadrabiamy stracone lata. W dużych aglomeracjach inwestycje w dobrych lokalizacjach sprzedają się bardzo dobrze i szybko. Nie ma podstaw, żeby deweloperzy mieliby nie realizować coraz więcej inwestycji.

Nie zabraknie działek?

Sytuacja różni się w każdej z dużych aglomeracji w Polsce. Atal jest obecny na siedmiu głównych rynkach. Korzystamy z tej dywersyfikacji, że jeżeli działek jest trochę mniej i są droższe w Warszawie to dokupujemy działki w Katowicach, Poznaniu czy Trójmieście.

Działek rzeczywiście jest już trochę mniej. Program Mieszkanie plus spowodował, że sporo inwestycji jest wstrzymanych lub działki nie zostały sprzedane na rynku, bo mają być przeznaczone pod program.

Mimo, że na tych działkach nie są realizowane inwestycje Mieszkania plus, to jednak tych działek nie można kupić.

Problemem jest też zapewnienie uzbrojenia działkom. Zrzuca się na deweloperów budowę kanalizacji, wodociągu, czy doprowadzenie prądu. Wtedy opłacalność inwestycji bardzo spada. Kupowanie działki, gdzie trzeba zrobić warunki zabudowy i doprowadzić media jest ryzykowne. Szczególnie, że te działki są już drogie.

Poza tym obrót działkami rolnymi został praktycznie wstrzymany.

Więc same działki też drożeją?

To widać na przełomie ostatnich 3-4 lat. Działki zdrożały szczególnie na rynkach, gdzie koniunktura była dobra. Dużo deweloperów realizuje wtedy niższe marże. Jeżeli zapłacimy za działkę drożej, ciężko jest to potem odzyskać, bo polski klient jest bardzo wrażliwy, jeżeli chodzi o cenę.

Polacy chyba lubią inwestować w nieruchomości.

Tak, na Zachodzie jest zupełnie inny trend. Tam się raczej inwestuje w fundusze inwestycyjne i giełdę, a mieszkanie się wynajmuje. W Polsce sentyment do giełdy jest niski, a Polacy wierzą w mieszkanie jako inwestycję. To nakręca popyt.

Nie powtarza się sytuacja z czasów boomu z 2007-8 r., kiedy kupowano mieszkania na etapie dziury w ziemi?

Rynek się całkowicie zmienił. Mamy dzisiaj ustawę deweloperską, która powoduje, że zakup mieszkania u dewelopera jest praktycznie w 100 proc. bezpieczny, bo te pieniądze wpłaca się do banku. Ryzyko, że coś się złego wydarzy jest minimalne.

W dobrych inwestycjach, w czołowych miastach w Polsce, wszystkie mieszkania sprzedają się na etapie budowy, a dużą część na etapie dziury w ziemi, bo jest zapotrzebowanie na dobre lokalizacje. W średnich lokalizacjach można kupić mieszkanie na każdym etapie budowy.

Co jakiś czas słyszymy wypowiedzi ekspertów, że ten rynek jest już przegrzany i lada moment powinno być spowolnienie, a ono nie następuje. Długo jeszcze potrwa ta koniunktura?

Sugeruję, by słuchać biznesmenów, a nie ekspertów. Dzisiaj mówienie, że ten rynek jest przegrzany, to duże nadużycie.

Mamy w Polsce kilka firm, które sprzedają po 2-3 tys. mieszkań. W Hiszpanii czy Belgii są firmy, które sprzedają po kilkanaście tys. To jest przepaść. Mamy kilka dużych firm, które realizują całkiem niezłe marże, sprzedają w kilku miastach mieszkania, ale nic się z tym rynkiem złego nie dzieje. Są niskie stopy procentowe, co sprzyja rynkowi, bo kredyt hipoteczny jest tańszy.

Prędzej czy później stopy zostaną podniesione.

Ale na 2-3 proc., a nie na 5-6 proc. w ciągu najbliższych paru lat. Kredyt hipoteczny będzie trochę mniej dostępny, ale Polacy chcą kupować mieszkania. Młodzi ludzie nie chcą mieszkać w budynkach sprzed 20-30 lat, wielkiej płycie z lat 70. Oni dzisiaj idąc na studiach, chcą wynająć mieszkanie w ładnej inwestycji, a po studiach gdzieś kupić. Zatrzymał się trend wyjazdów z Polski po studiach, raczej jest więcej powrotów. Nic nie wskazuje na to, żeby w przeciągu kilku następnych lat miało się cokolwiek złego wydarzyć.

A co w przypadku nieprzewidzianych zawirowań na rynkach finansowych?

To może wpłynąć na skłonność banków do udzielania finansowania deweloperom czy kredytów hipotecznych. Nawet jak rynek zmniejszy się o 10-20 proc. wolumenu sprzedaży, to dalej najwięksi deweloperzy będą sobie dobrze radzić, bo mają dużą skalę.

Ten rok pewnie będzie rekordowy dla deweloperów. Przyszły będzie lepszy?

Wydaje mi się, że będzie co najmniej podobny.

Brak rąk do pracy i wzrost kosztów nie jest dla was zagrożeniem?

Wyróżniamy się na rynku tym, że jesteśmy zarówno deweloperem jak i generalnym wykonawcą, czyli bardzo dobrze wiemy, co się dzieje na budowie, bo my to budujemy. Oczywiście jest szereg firm podwykonawczych.

Od 20 lat jesteśmy na rynku, od kilkunastu w dużej skali. Jest szereg firm rodzinnych, które z nami pracują od dawna i jesteśmy w stosunku do nich uczciwi. Ta relacja pozwala nam na taką współpracę i traktowanie pracowników na budowach, że oni u nas są, zostają, nie wyjeżdżają.

Oczywiście jest ciężej o jakieś mniejsze ekipy podwykonawcze, wykończeniowe, bo część ludzi wyjeżdża za granicę. Napływ firm z Ukrainy jakoś pomaga. To będzie jakiś tam problem.

Są jeszcze jakieś problemy?

Koszty budowy idą troszeczkę w górę. Surowce były tanie, teraz będą odbijać. To też wpłynie na koszt budowy. Trzeba sobie z tym poradzić. Minimalne wzrosty cen powinny to rekompensować.

Jaką Atal ma pozycję na rynku?

Jesteśmy w pierwszej trójce największych firm deweloperskich w Polsce. Nie bierzemy udziału w wyścigach, kto pierwszy sprzeda 5 tys. mieszkań itp. Skupiamy się na marży i przychodach. To później trafia do kieszeni akcjonariuszy.

To, że dzisiaj realizujemy największe marże na rynku, powoduje, że jesteśmy na giełdzie dobrze wycenieni. Dalej chcemy nad tą marżą pracować.

Jak wysoka jest to marża?

Powyżej 30 proc. brutto. To powoduje, że jesteśmy w stanie dalej firmę organicznie rozwijać.

Ten rynek jest bardzo rozdrobniony. Nie myślicie o przejęciu kogoś?

Mimo wielu propozycji, zdecydowaliśmy, że chcemy się rozwijać organicznie, bo mamy swój unikalny model biznesowy. Nie nastawiamy się na ilość, tylko jakość i marże.

Państwo prowadzicie rodzinny biznes. Macie też firmę bukmacherską STS, która jest największa w Polsce. Tu też są tak wysokie marże?

Nie, to jest biznes, gdzie marża jest super niska. Wynika to faktu, że obracamy wielkimi wolumenami. W tym roku przychody STS przekroczą grubo ponad 1 mld zł.

Ze względu na ustawę hazardową, 12 proc. od tego przychodu od razu bierze państwo.

Polacy lubią obstawiać?

Jak byśmy mieli porównywać ze Skandynawią, Wielką Brytanią czy Włochami, to jest przepaść. Dużo mniej, ale jednak jest to na tyle duży kraj i rynek, że opłaca się działać.

Co się teraz obstawia?

W tym tygodniu, że Polska wygra z Armenią. Optymizm w narodzie jest duży.

Kierujemy się bardziej rozumem czy emocjami?

W przypadku reprezentacji Polski zdecydowanie emocjami. To jest fenomen w skali europejskiej. Grając pamiętny mecz z Niemcami, Polacy stawiali na swoich.

Co jeszcze się obstawia?

Liga Mistrzów, Liga Europy i polska Ekstraklasa. W zakładach bukmacherskich to zawsze piłka nożna, piłka nożna i piłka nożna. Czasem dochodzi tenis i hokej.

A wydarzenia gospodarcze czy polityczne?

Jak są wybory w Polsce to lubimy obstawiać. Od wielu lat to oferujemy.

Lepiej wypadacie niż sondaże?

Tak, bo Polacy głosują swoim portfelem. Mamy dane, kto dokładnie jak obstawia, a nie kto co zadeklarował ankieterowi.

Szybko rośnie ten rynek?

Cały rynek rósł w ostatnich latach o kilka procent rocznie. W tym roku, głównie dzięki ustawie hazardowej, może urosnąć nawet 20 proc.

Przed wejściem ustawy resort finansów szacował, że rynek jest wart 6 mld zł.

To jest 6 mld zł obrotu, łącznie z kasynami, pokerem i bukmacherką. Kiedy pojawiła się ta liczba, polskie firmy miały z tego 1 mld zł. Dzisiaj ok. 40 proc. rynku będzie u legalnych bukmacherów, a reszta nielegalna.

Czyli jednak ta ustawa umożliwiająca blokowanie stron zagranicznych coś dała?

Tak. Wielu bukmacherów zdecydowało się na wyjście z Polski. To spowodowało, że część Polaków zaczęło obstawiać w polskich legalnych firmach.

Dlaczego ciągle 60 proc. jest nielegalne?

Jest szereg stron internetowych na które można wejść i bez problemu wpłacić pieniądze. Ministerstwo Finansów prowadzi listę stron zakazanych, gdzie się pojawiają cały czas nowe adresy. Te firmy grają w kotka i myszkę, dodając sobie jeden numerek do adresu.

Wydawałoby się, że jest to dobry dla was moment na wejście na giełdę.

Takie pomysły zaczęły się ostatnio pojawiać w głowach. Ostatnie kilka lat to była restrukturyzacja firmy, rozwój, przygotowanie na zmianę ustawy.

Dopiero teraz jesteśmy na etapie, że bardzo mocno się rozwijamy, mamy grubo ponad 50 proc. polskiego rynku. Jest dobry moment, żeby się nad tym zastanowić.

To musi się wpisać w naszą strategię rozwoju. Nie wykluczam też, że to będzie Londyn, a nie Warszawa. W Londynie jest kilkadziesiąt spółek z branży hazardowej, są bardzo dobrze wyceniane i tam ten biznes jest dobrze znany.

Czyli debiut już w przyszłym roku?

To za wcześnie. Z drugiej strony zobaczymy, jaka będzie koniunktura na rynku.

Mieszkania zaczęły drożeć. Czy czeka nas scenariusz węgierski, gdzie drożeją dwucyfrowo w skali roku?

Dzisiaj na rynku mamy dość stabilną sytuację. Polacy zarabiają lepiej, w gospodarce jest całkiem nieźle i branża deweloperska ma się dość dobrze. To jest naturalne, że jeżeli jest popyt, to sprzedający będą się starali o trochę wyższe marże.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Rząd przyjął program tanich kredytów. Klienci już rezerwują odpowiednie mieszkania
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Nieruchomości
Wielki recykling budynków nabiera tempa. Troska o środowisko czy o portfel?
Nieruchomości
Opada gorączka, ale nie chęci
Nieruchomości
Klienci czekają w blokach startowych
Nieruchomości
Kredyty mieszkaniowe: światełko w tunelu