Pośrednik Paweł Zeliaś, szef firmy SalonDomow.pl, pytany o mieszkaniowe hity w Warszawie, mówi, że zdecydowanie są to mieszkania dwupokojowe o powierzchni ok. 50 mkw., z oddzielną kuchnią, w cenie ok. 250 - 270 tys zł, wybudowane nie wcześniej niż w 2000 roku.
Nie zdążyli na dopłaty
- Do podanych cen trzeba doliczyć 2 -proc. podatek PCC oraz koszty notarialne - podaje Paweł Zeliaś. - Takie nieruchomości sprzedają się, góra, w dwa tygodnie. Część klientów to ci, którzy nie zdążyli skorzystać z programu dopłat "Mieszkanie dla młodych" na rynku pierwotnym, a zależało im na szybkiej transakcji - opowiada pośrednik.
Podkreśla, że rynek wtórny ma tę przewagę nad rynkiem pierwotnym, że mieszkania z drugiej ręki z reguły kosztują mniej. - Standard lokali używanych jest różny, zwykle jednak można w nich zamieszkać od razu. Z remontem można poczekać rok - dwa lata - mówi szef SalonuDomow.pl. - W przypadku mieszkania z rynku pierwotnego, oprócz kosztów zakupu nieruchomości, musimy brać też pod uwagę koszty wykończenia. Żeby mieszkanie jako tako wykończyć trzeba mieć nie mniej niż 1 tys. zł na metr - szacuje.
I podkreśla, że przeprowadzka do nowego budynku wiąże się z remontami także sąsiednich mieszkań. Może to potrwać nawet dwa lata. - Mniej niespodzianek czeka nas przy zakupie mieszkania na rynku wtórnym - ocenia Paweł Zeliaś. - To, co miało powstać obok naszego bloku, z reguły już powstało - wyjaśnia.
Czy po blokadzie pieniędzy w "MdM" klienci odpłynęli na rynek pierwotny, gdzie można się starać o dopłaty z puli na lata 2017 i 2018? Sprzedający mieszkania używane raczej nie zgodzą się czekać na pieniądze tak długo. - Według mnie klienci odpłynęli z rynku pierwotnego na rynek wtórny i po prostu z programu nie skorzystali - ocenia Paweł Zeliaś. - Z przeprowadzką musieliby czekać do 2017 roku, a nawet dłużej - podkreśla.