Czym jest slow life?

Czy modny ostatnio slow movement jest oznaką, że zdrowiejemy, czy to nowy chwyt marketingowy?

Aktualizacja: 27.05.2017 09:52 Publikacja: 27.05.2017 00:01

Powoli, spokojnie, smacznie i radośnie – coraz popularniejsza moda na życie w stylu slow.

Powoli, spokojnie, smacznie i radośnie – coraz popularniejsza moda na życie w stylu slow.

Foto: shutterstock

W jednej z kampanii reklamowych IBM pojawił się billboard przedstawiający smutnego, 10-letniego chłopca siedzącego w fotelu szefa firmy. Napis głosił: „Kiedy będzie duży, odziedziczy firmę po tym dziwnym typie, który nigdy nie miał dla niego czasu". Plakaty reklamowały nowe oprogramowanie optymalizujące procesy komunikacyjne w firmach. Rodzicielskie wyrzuty sumienia są doskonałą dźwignią reklamy, rzesze zabieganych pracoholików żywo zareagowały więc na propozycję skrócenia ich czasu pracy i poświęcenia go bliskim.

Skutki pośpiechu odczuwamy we wszystkich obszarach życia. Pracujemy zdecydowanie za dużo: na 16 mln aktywnych zawodowo Polaków 72 proc. pracuje ponad 40 godz. tygodniowo. Wiele osób nie chce nawet myśleć o emeryturze. Jednocześnie bierzemy rekordowo długie w skali europejskiej L4. Aż 10 proc. zwolnień lekarskich dotyczy dolegliwości związanych z układem nerwowym. Nie sposób policzyć, ile chorób wynika z przepracowania, a bezpośrednio nie łączy się ich z nadmiarem obowiązków. Oznacza to, że jesteśmy przemęczeni i wypaleni. Prawie połowa Polaków deklaruje, że niechętnie wstaje rano do pracy.

Globalna tendencja do obniżenia tempa stała się nowym manifestem zdrowego trybu życia. Ruch na rzecz „spowolnienia" dotarł także do Polski. Nie przejawia się on wyłącznie w sporadycznych przypadkach porzucenia korporacji i przeprowadzki na wieś, by hodować zwierzęta i uprawiać rośliny. To coś więcej – koncentracja na drugim człowieku, indywidualne i cierpliwe podejście do klientów, wychowanie dzieci bez nadmiernej presji, koncentracja na relacjach, zdrowe odżywianie się.

Za początek slow movement przyjmuje się rok 1986, gdy jeden z włoskich restauratorów publicznie zaprotestował przeciw ekspansywnej polityce sieci McDonald's w Rzymie. W odpowiedzi na ten apel zaczęły powstawać restauracje slow food, serwujące tradycyjne i zdrowe dania. Proces przygotowania posiłków jest bardziej pracochłonny. Wykluczone są gotowe półprodukty i mrożonki. Klientów restauracji mają przyciągać dobrze przygotowane dania. Mają się cieszyć drobnymi przyjemnościami dnia codziennego. A to przecież jedno z głównych założeń „powolnego życia".

Jednocześnie slow food paradoksalnie napędza gigantyczny mechanizm jeszcze większego konsumpcjonizmu. Nic nie zwalnia. Jedynie konsument na chwilę przycupnie w pachnącej, ekologicznie wyglądającej restauracji. Potem rusza w pogoń za wszystkim, co naturalne i jak najmniej nafaszerowane chemią. Producenci zmieniają opakowania, by ich produkty wyglądały na pozbawione konserwantów. Niekiedy jest to tylko matowa powierzchnia lub kolor papieru pakowego, ale cena odpowiednio rośnie. Za eko płaci się ekstra.

Pułapki „spowolnienia"

Slow food to gigantyczny, globalny biznes, pozwalający sprzedać drożej to, co mogłoby być tańsze. Na przykład produkcja herbaty z kawałkami suszonej brzoskwini jest prawie o połowę tańsza niż sztuczne przyprawianie aromatem identycznym z naturalnym. Jednak za slow i za kawałki prawdziwych owoców musimy zapłacić znacznie więcej.

Cena tego, co reklamuje się jako ekologiczne, jest wyższa o 20, 50, a nawet 100 proc. od innych produktów. Rynek łapczywie chłonie slow.

Wracając do reklamy IBM, pokusa zwiększenia ilości wolnego czasu poprzez optymalizację procesów w firmie jest bardzo kusząca. W praktyce jedynie zwiększa aktywność przedsiębiorstwa i jego pracowników. Zaoszczędzony czas inwestowany jest w kolejne wyzwania i napędza tempo pracy. Pracoholicy nie wracają wcześniej do domu. Zyskują jedynie przestrzeń na więcej zadań. Oznacza to, że w spłyconej, komercyjnej wersji slow movement jest iluzją, niespełnialną obietnicą.

Hołd dla lenistwa

Niemiecka pływaczka Britta Steffen zakończyła karierę sportową w 2013 r., na krótko przed swoimi 30. urodzinami. Do tego czasu zdążyła pobić osiem rekordów krajowych, jeden rekord europejski oraz dwa rekordy świata. Podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie, gdzie odniosła podwójne zwycięstwo – na 50 i 100 metrów stylem dowolnym – została uznana za jedną z najwybitniejszych pływaczek na świecie.

Jej kariera rozpoczęła się od ciężkiej pracy, rygorystycznych treningów, dyspozycyjności, diet, nieustannego zmęczenia. Po 2004 r., gdy na olimpiadzie w Atenach rozczarowała wynikami, porzuciła sport i rozpoczęła studia.

Powróciła do pływania jako zupełnie inna osoba. Pod okiem psycholożki Friederike Janofske zmieniła tryb życia. Postawiła na przyjemność z pływania, dużą ilość snu, czerpanie radości z życia. Przestała trenować w morderczym tempie. Jej popołudniowe drzemki były wpisane w harmonogram zawieranych kontraktów, podobnie jak czas na wyciszenie i medytację przed zawodami. Największe rekordy pobiła w tempie slow movement. Sport stał się dla niej prawdziwą przyjemnością. Swój styl życia ujęła w jednym zdaniu: „Trenuję ciało i ducha – jakież życie mogłoby być piękniejsze?".

Idea slow movement rozpoczęła się od jedzenia. W tym obszarze jest nadal najbardziej widoczna, ale również najpodatniejsza na manipulację percepcją klientów. Podobnie jest w dziedzinie szybko rozwijających się nowoczesnych technologii. Mają oszczędzać czas, a w rzeczywistości robią jedynie miejsce dla innych pożeraczy czasu. Niektóre z nich nawet brzmią jak slow.

Co jeszcze można robić wolniej i uważniej? Idea jest pojemna: slow travel – delektowanie się podróżami, slow fashion – protest przeciw konsumpcjonizmowi i nieprzemyślanym zakupom. Slow parenting jako odprzedmiotowienie dziecka, towarzyszenie mu w jego życiu, ograniczenie elektroniki i gadżetów. Wywoływanie kreatywnej nudy i zabawy na świeżym powietrzu.

Slow life jest z pewnością ideą prozdrowotną – wykluczenie pośpiechu, spacery, odpoczynek, zakupy na bazarach, więcej radia niż telewizji, książki zamiast internetu. Dolce vita. Tyle że często nieco droższe niż „zwykłe" życie.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: malwina.uzarowska@rp.pl

W jednej z kampanii reklamowych IBM pojawił się billboard przedstawiający smutnego, 10-letniego chłopca siedzącego w fotelu szefa firmy. Napis głosił: „Kiedy będzie duży, odziedziczy firmę po tym dziwnym typie, który nigdy nie miał dla niego czasu". Plakaty reklamowały nowe oprogramowanie optymalizujące procesy komunikacyjne w firmach. Rodzicielskie wyrzuty sumienia są doskonałą dźwignią reklamy, rzesze zabieganych pracoholików żywo zareagowały więc na propozycję skrócenia ich czasu pracy i poświęcenia go bliskim.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nauka
Kto przetrwa wojnę atomową? Mocarstwa budują swoje "Arki Noego"
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Nauka
Czy wojna nuklearna zniszczy cała cywilizację?
Nauka
Niesporczaki pomogą nam zachować młodość? „Klucz do zahamowania procesu starzenia”
Nauka
W Australii odkryto nowy gatunek chrząszcza. Odkrywca pomylił go z ptasią kupą
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Nauka
Sensacyjne ustalenia naukowców. Sfotografowano homoseksualny akt humbaków