Szpiczak plazmocytowy atakuje stopniowo, niszcząc zdrową tkankę kostną. Choroba występuje w postaci rozsianych, mnogich ognisk pochłaniających szpik i degradujących tkankę. Ataki nadchodzą falami, a każdy nawrót jest trudniejszy do wyleczenia, ponieważ choroba szybko uodparnia się na wcześniejszą terapię.
Pojawia się anemia, która podnosi stężenie białka we krwi lub moczu i zaburzona zostaje praca układu odpornościowego. Pacjent doświadcza trudnych złamań osłabionych kości oraz cierpi z powodu nawracających infekcji.
Do tej pory nie można było mówić o szansie na wyleczenie szpiczaka plazmocytowego. Ostatnie lata przyniosły ogromny przełom w nauce, co sprawia, że hematoonkolodzy mówią już o wydłużonym czasie przeżycia pacjentów, a inni wypowiadają się śmielej, że medycyna wkroczyła na drogę wyleczenia tego nowotworu krwi lub chociażby uznania go za chorobę przewlekłą, a już nie śmiertelną.
– Zmiany w hematoonkologii zaczęły się 10 lat temu, a właściwie znacznie wcześniej – mówi prof. Anna Dmoszyńska, przewodnicząca Polskiej Grupy Szpiczakowej – Kluczowym momentem był 1999 r., kiedy to ukazała się pierwsza praca dotycząca talidomidu. Był to lek zupełnie nieznany w hematologii, o odmiennym od cytostatyków mechanizmie działania, zaliczany do grupy leków immunomodulujących.
To pierwsza generacja substancji tego typu, która modyfikuje układ odpornościowy do walki z nowotworem, a jednocześnie stanowi odejście od klasycznej chemioterapii.