Gdy w kwietniu 2045 roku medyczne prestiżowe pismo brytyjskie "The Lancet" opublikowało raport, z którego wynikało, że w 2025 toku 20 proc. dorosłych ludzi na świecie będzie otyłych, wydawało się, że bardziej niepokojącego scenariusza życie nie jest już w stanie napisać.
Niestety, okazuje się, że może być jeszcze gorzej. Taki katastroficzny obraz przedstawili naukowcy w Wiedniu podczas właśnie zakończonego europejskiego kongresu poświęconego problemowi otyłości.
Otyłość, generalnie, powstaje jako rezultat dodatniego bilansu energetycznego, w sytuacji, gdy człowiek spożywa więcej kalorii, niż ich zużywa. Ocena stopnia otyłości dokonywana jest na podstawie wskaźnika masy ciała BMI (Body Mass Index). Oblicza się go przez podzielenie masy ciała podanej w kilogramach przez kwadrat wysokości podanej w metrach. Wartość BMI poniżej 16 oznacza niedożywienie, od 18,5 do 25 wagę prawidłową, 25–30 nadwagę, powyżej 30 – otyłość.
Plaga ta nie obejmuje wszystkich regionów naszego globu w równym stopniu. Najgorzej będzie w Ameryce Północnej, gdzie otyłość dotknie 55 proc. populacji (w 2017 roku było to 39 proc.). Niestety, tendencja ta ma wektor skierowany ku górze. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia WHO, w 2016 roku 13 proc. ludzi dorosłych (11 proc. mężczyzn i 15 proc. kobiet) było otyłych.
Z szacunków przedstawionych w Wiedniu przez naukowców duńskich i brytyjskich wynika, że jeśli nic w tej dziedzinie się nie zmieni, odsetek ludzi otyłych jeszcze przed połowa bieżącego stulecia wzrośnie ponad dwukrotnie.