Już sama nieoficjalna lista kandydatów do zakupu najpopularniejszej w USA platformy z mikroblogami pokazuje, że Twitter nie będzie należał do tanich. Na spółkę, która II kwartał tego roku, podobnie jak poprzednie, zamknęła na minusie, ostrzą sobie podobno zęby: Google, firma IT Salesforce (oferuje usługi w chmurze), a także – jak doniosła właśnie agencja Bloomberg – Walt Disney Co.
Amerykańskie media spekulują, że potencjalnym chętnym na Twittera mógłby być i Microsoft, który dokonał już w tym roku dość szokującego cenowo przejęcia w tym samym sektorze: za 26,2 mld dol. kupił portal dla profesjonalistów LinkedIn.
– W rezultacie giełdowej euforii towarzyszącej pogłoskom o sprzedaży kapitalizacja Twittera w ciągu paru dni skoczyła do ok. 16 mld dol., a apetyty akcjonariuszy sięgają już 20 lub nawet 30 mld dol. – mówi „Rzeczpospolitej" Marek Sowa, niezależny ekspert rynku mediów (czytaj obok).
Problemy ze strategią
Za oceanem analitycy bardzo ostrożnie podchodzą do oczekiwań cenowych właścicieli Twittera i trzeźwo korygują w rekomendacjach ostatnie zawrotne zwyżki kursu spółki, nasilające się po fali spekulacji na temat jej sprzedaży. „Bazując na powolnym przyroście użytkowników, słabym rozwoju produktu, spadającym zaangażowaniu użytkowników platformy, niewłaściwej technologii reklamowej, kwestiach związanych z bezpieczeństwem oraz silnej konkurencji na rynku proponujemy jako cenę docelową (akcji – red.) 17 dol." – napisał w swojej rekomendacji Jason Helfstein, analityk rynku internetowego z Oppenheimer & Co. Aktualny kurs Twittera, notowanego na nowojorskiej giełdzie, oscyluje tymczasem wokół 22 dol. Jak dodał Helfstein, Oppenheimer zakłada, że Twittera kupi koncern mediowy i że ostateczna jego wycena nie przekroczy znacząco granicy wyznaczonej przez wycenę giełdową.
Analitycy od dawna nie są zwolennikami platformy mikroblogowej, z której na świecie korzysta ponad 300 mln ludzi. „Nadzieja to żadna strategia" – pisali specjaliści z MoffettNathanson w lipcu, obniżając rekomendacje dla Twittera z „trzymaj" do „sprzedaj" i wytykając mu przy okazji brak udanej długoterminowej strategii, która pozwoliłaby zarabiać na reklamach.