W ciągu sześciu miesięcy od wyborów prezydenckich „The New York Times" dodał 500 tys. cyfrowych subskrybentów, a „The Wall Street Journal" – ok. 200 tys. – Z naszych danych wynika, że duża część tego wzrostu bierze się z aktywności ludzi z lewej strony politycznej oraz młodych – komentują autorzy Digital News Raport, przygotowywanego przez Reuters Institute for The Study of Journalism. Kultowy „The New Yorker" przyłączył we wspomnianym okresie 250 tys. cyfrowych subskrybentów. – Kiedy prezydentowi USA nie podoba się jakiś artykuł, nazywa go „fake newsem" – zauważa cytowana w raporcie Melissa Bell, wydawca i współzałożycielka amerykańskiej grupy Vox Media, właściciela znanych portali Vox.com i The Verge. W rezultacie Amerykanie zaczynają czuć się rozchwiani i próbują samodzielnie wyrobić sobie opinię o tym, co myślą o poszczególnych zagadnieniach.

Czytelnicy tracą też cierpliwość do internetowych mediów bezrefleksyjnie powielających tylko krążące po sieci informacje, bo poziom ich absurdu zaczyna sięgać zenitu. Hillary Clinton zrzucała wręcz winę za swoją klęskę w amerykańskich wyborach prezydenckich na tzw. trolle rozpowszechniające fake newsy na jej temat. W trakcie kampanii wyborczej rzeczywiście krążyły w sieci fałszywe doniesienia mówiące np., że na posesji Clintonów znaleziono wiele zwłok pochowanych w metalowych beczkach lub że ISIS wezwało swoich zwolenników do głosowania na Hillary. Do fake newsów zostały zaliczone spekulacje na temat tzw. pizzagate, czyli rzekomych powiązań Johna Podesty, szefa kampanii Clinton, z siatką pedofilsko-satanistyczną. Sztabowcy demokratów jednak nieco zdeprecjonowali pojęcie „fake news", zaliczając do nich też wszelkie wzmianki o podejrzanych interesach Hillary Clinton czy jej złym stanie zdrowia. Fake newsy uderzały również w Donalda Trumpa. Media głównego nurtu kolportowały np. opublikowany przez portal Buzzfeed raport mówiący, że Trump jest szantażowany przez rosyjskie tajne służby, które nagrały go, kiedy kazał prostytutkom nasikać na łóżko w hotelowym pokoju w Moskwie. Wiele „poważnych" mediów uznało ten raport za wiarygodny, mimo zawartych w nim licznych błędów faktograficznych.

W Polsce sytuacja nie jest na razie tak dramatyczna ani jeśli chodzi o fake newsy, ani gdy mowa o wiarygodności mediów. Zaufanie do najnowszych informacji znajdowanych w internecie ma aż 53 proc. Polaków.

Jak mówi „Rz" Maciej Hoffman, dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy, polskie badania także pokazują, że rodzimi czytelnicy poszukują dziś w prasie profesjonalnie przygotowywanych i prawdziwych informacji. – Postprawdy i fake newsy, jakie zalały internet, odrzucają czytelników i także w Polsce z miesiąca na miesiąc rośnie liczba cyfrowych subskrypcji gazet – zauważa.

Zdaniem Adama Kaliszewskiego, eksperta ds. komunikacji online i mediów społecznościowych w firmie Solski Communications, zalew fake newsów rzeczywiście daje szansę rzetelnym mediom na zwyżki cyfrowych subskrypcji. – Choć trudno powiedzieć, czy w Polsce tak się stanie, bo – z drugiej strony – bywa, że nawet prestiżowe media także te fałszywe informacje podchwytują – dodaje. – Wynika to z tego, że tradycyjne media muszą dziś walczyć na czas z mediami społecznościowymi. Chcąc z nimi jednak wygrać, muszą stawiać także na prawdziwość i rzetelność podawanych informacji – mówi Kaliszewski.