Istotą śledztwa jest to, czy Facebook złamał porozumienie z 2011 r. kończące postępowanie Komisji wobec firmy. Nakazywało ono, aby Facebook powiadamiał użytkowników i otrzymywał ich wyraźną zgodę przed udostępnieniem danych osobowych w sposób wykraczający poza ustawienia prywatności.
Facebook napisał w oświadczeniu, że odrzuca "wszelkie sugestie mówiące o naruszeniu ugody".
W ostatnich dniach amerykańskie i brytyjskie dzienniki poinformowały o największym w historii wycieku danych z Facebooka. Jeden z amerykańskich naukowców użył tego portalu społecznościowego, aby namówić jego użytkowników do przekazania danych o sobie i swoich znajomych w ramach jednego z projektów akademickich. Zgodziło się na to 270 tys. osób, co spowodowało, że w rękach naukowca znalazły się poufne i osobiste informacje o ponad 50 milionach osób. Następnie profesor przekazał te dane do Cambridge Analytica, która wykorzystała je m.in. w kampanii wyborczej Donalda Trumpa i podczas referendum nt. Brexitu.
Jeśli FTC ostatecznie stwierdzi, że Facebook złamał umowę z 2011 r., może nakazać wypłacić firmie po 40 tys. dolarów za każde jej naruszenie. Kara może być w sumie liczona w setkach milionów dolarów.
Również kolejne instytucje nadzoru w USA i Europie zapowiadają śledztwa w tej sprawie. Z kolei brytyjska komisja parlamentarna we wtorek formalnie poprosiła Marka Zuckerberga o stawienie się przed jej obliczem i złożenie wyjaśnień w tej sprawie.