Europejski producent samolotów zmienił normy księgowania w balansie I kwartału, a w lutym zapowiedział, że ujawni wartość ogromnego portfela zamówionych samolotów. W bilansie kwartalnym nie było tej sumy. — Ujawnimy pełną wysokość zaległej sumy najpóźniej przy wynikach 208 roku — stwierdził jeden z rzeczników Airbusa i dodał, że będzie to oznaczać przyszłe minimalne przychody.
Inicjatywa zmierzająca do pokazania rzeczywistych cen wywołała poruszenie w sektorze, w którym producenci nalegali do dawna, by linie lotnicze trzymały w tajemnicy wynegocjowane ceny.
Połowa ceny katalogowej
Traderzy i analitycy oceniają, że generalnie samolot nie kosztuje więcej niż połowa ceny katalogowej. Boeing, największy rywal Airbusa oferuje podobne opusty — uważają. Takie praktyki mogą wydawać się dziwaczne w sektorze liczącym mało dostawców, o większym popycie niż podaży i przy dużych barierach wejścia do niego. Ale takie rabaty odzwierciedlają także mentalność „wygrany bierze wszystko", co oznacza że umowa o sprzedaży samolotu nie musi dawać jedynie krótkoterminowej nagrody, ale otwiera drzwi lukratywnym stosunkom, które mogą trwać całe dekady. Właśnie dlatego zjechała w 2010 r. do Hamburga na uroczystą galę 50-lecia stosunków z Lufthansą duża delegacja szefów Boeinga.
Trudno je przełamać rywalom bez przyznania niskich cen czy bez skupowania samolotów konkurenta czy rozdawania kosztownych dodatków w postaci szkolenia pilotów. — Tajemnicą tego duopolu Airbus -Boeing jest jednak to, że mimo wszystko konkurencja jest niewiarygodna — uważa wyższy rangą przedstawiciel sektora.
Gra na eskalację
Pod koniec 2017 r. wartość samolotów Airbusa czekających na wyprodukowanie wynosiła 997 mld euro (1,21 bln dolarów) w cenach katalogowych. Osoby związane z obiema firmami są zdania, że linie lotnicze rozumieją wartość swych samolotów i na ich rynku nie ma znaczącej presji na ceny ich głównych modeli.