Książki przybliżają prawdę o Wołyniu

Na filmowy „Wołyń" czekali też wydawcy. Ukazało się więc właśnie kilka ciekawych książek o krwawej historii Kresów.

Aktualizacja: 19.10.2016 23:14 Publikacja: 18.10.2016 18:04

Książki przybliżają prawdę o Wołyniu

Foto: materiały prasowe

Pierwsza i najważniejsza to „Nienawiść" Stanisława Srokowskiego, czyli zbiór opowiadań, które stanowiły punkt wyjścia dla Wojciecha Smarzowskiego do napisania scenariusza „Wołynia". Po premierze w 2006 r. wyróżniono je Nagrodą im. Józefa Mackiewicza, a ich kontynuację stanowiły nowele z tomu „Strach" wydane w 2014 r.

Chłopiec patrzy na rzeź

Narratorem opowiadań jest najczęściej Zbynio (czasem powraca jako Stasiu), polski chłopczyk, którego w dziecięcym życiu najbardziej zajmują uroki natury. Do reszty zatraca się, gadając do krów i kóz, bawiąc z psem w budzie, a na widok leśnych zwierząt zapomina o bożym świecie. Przyroda pozwala mu na moment oderwać myśli od okrucieństw.

Znajdziemy u Srokowskiego parę znakomitych nowel, choćby „Anioł i gbur" o braciach Ukraińcach, którzy obrócili się przeciwko sobie, albo „Listy" o inżynierze zmuszonym do pomocy UPA czy „Ruskie", w których w subtelny sposób opisano masakrę radzieckich jeńców.

Jednak większość opowiadań poraża drastycznością. Nie każdy czytelnik to zniesie, bo aby literatura była wstrząsająca, czasami nie trzeba naturalizmu. Przykładem jest sposób, w jaki losy Kresowian opisał zmarły niedawno Włodzimierz Odojewski w „Zasypie wszystko, zawieje...". Włos jeżył się na głowie, ale za sprawą metafor i siły obrazów, a nie naturalistycznego zapisu tortur.

W porównaniu ze szczegółowością, z jaką Srokowski przytacza bestialstwo ukraińskich nacjonalistów i oszalałych sąsiadów, nawet Wojciech Smarzowski w filmie wydaje się oszczędnie brutalny. Jednocześnie rozumiem, że Srokowski czuje się powołany, by oddać cierpienia z bolesną szczegółowością. Pisarz, urodzony w 1936 r. w wojwództwie tarnopolskim, w posłowiu „Nienawiści" wspomina, jak cudem ocalał z rzezi, a opisywane historie pochodzą z obserwacji lub z opowieści, które ludzie przynosili do ich wioski.

„Wołyniowi" Smarzowskiego oraz opowiadaniom Srokowskiego zarzuca się czasem jednostronną martyrologię. Pojawiają się nawet głosy, że to film szkodliwy z punktu widzenia współczesnego kontekstu. Jak widać, nie tylko „Pokłosie" czy „Ida" mogą być filmami „szkodliwymi". Karuzela oburzenia kręci się w najlepsze i tylko czasem następuje zamiana krzesełek.

Życie ponad śmierć

Jeśli ktoś czuje się przytłoczony wszechobecną śmiercią z opowieści wołyńskich, może sięgnąć po książkę Witolda Szabłowskiego „Sprawiedliwi zdrajcy". Autor związany z „Dużym Formatem" to uznany reportażysta, ale trudno zapomnieć książkę „Nasz mały PRL" z 2012 r., w której opisał, jak postanowił przez sześć miesięcy żyć tak, jak gdyby ciągle był początek lat 80. Znaczy to tylko tyle, że zapuścił wąsy, przeprowadził się do bloku z wielkiej płyty, używał mydła Biały Jeleń oraz jeździł maluchem na wczasy pod namiot.

Próbuję zapomnieć Szabłowskiemu tamto infantylne przedsięwzięcie i z uwagą wczytać się w nową książkę. W „Sprawiedliwych zdrajcach" chce udowodnić, że życie jest ważniejsze od śmierci, a „dobrzy Ukraińcy" od mordujących banderowców.

Jego narracja przypomina styl zeszłorocznej noblistki Swietłany Aleksijewicz. Rozpisuje historię „Sprawiedliwych zdrajców" na głosy świadków, ocalonych i ocalających, a także ich potomków. Trochę jednak zbyt dużo tu chaosu i może za wiele samego autora, który inaczej niż Aleksijewicz nie usuwa się całkowicie w cień swoich bohaterów.

Należy natomiast pochwalić Szabłowskiego za to, że dopełnia wielobarwny obraz Wołynia, którego nie znajdziemy ani w filmie, ani u Srokowskiego. Jest miejsce na opowieść pastora z czeskiej społeczności kresowej. Czytamy o współczesnym Wołyniu oraz o początku lat 90. Jest dużo poruszających scen, jak choćby spotkanie Polaków i Ukraińców w 1990 r. przy kołchozie, który stanął na miejscu dawnej kaźni. Nie brakuje też niezwykłych świadectw, poruszające są losy Ukraińca, który w lecie 1943 r. niemal codziennie upijał się bimbrem, bo wolał mieć opinię alkoholika, niż chodzić na rajdy z bandami nacjonalistów.

Jednak Odojewski

Warto sięgnąć też po książki historyków, którzy badając źródła, nauczyli się ostrożnego stawiania tez. „Wołyń'43" Grzegorza Motyki stanowi solidne kompendium wiedzy na temat historii rzezi – wieloletniej drogi Ukrainy do nacjonalizmu, a także dalszego nakręcania spirali zła, w którą włączyli się też Polacy. Bardziej popularnonaukową propozycją jest „Wołyń. Siła traumy" Marii Fredro-Bonieckiej, w której autorka próbuje zrozumieć doświadczenie traumy, jakie ciążyło na ofiarach i świadkach rzezi.

Swą autentycznością przekonuje też książka „Kres" z podtytułem „Historie dzieci ocalonych z pogromu". Zebrano w niej wspomnienia zabużańskich dzieci, które trafiły do sierocińca w Pieskowej Skale pod Krakowem. Wśród trójki autorów „Kresu" znalazł się dr Leon Popek, jeden z bardziej zasłużonych dla pamięci o Wołyniu autorytetów.

Wszystkie wołyńskie wydawnictwa próbują nadrobić wieloletnie zaległości uwarunkowane PRL-owską cenzurą. Wołyń i Kresy były tematami zakazanymi, gdyż podważały mit przyjaźni sowieckich narodów. Tym bardziej warto wrócić do powieści Włodzimierza Odojewskiego, którą wydała paryska „Kultura" w 1973 r. Bo nic lepszego o Wołyniu jak do tej pory nie powstało.

Literatura
Co czytają Polacy, poza kryminałami, że gwałtownie wzrosło czytelnictwo
Literatura
Rekomendacje filmowe: Intymne spotkania z twórcami kina
Literatura
Czesław Miłosz z przedmową Olgi Tokarczuk. Nowa edycja dzieł noblisty
Literatura
Nie żyje Leszek Bugajski, publicysta i krytyk literacki
Literatura
Ernest Bryll: zapomniany romantyk i Polak stojący w kolejce