Książka ukazuje się w szczególnym czasie, gdy rządząca partia podjęła próbę reinterpretacji życia i dzieła Witolda Gombrowicza. Walczył o wyzwolenie Polaka z opresyjnie pojmowanej polskości, od Kościoła wolał „kościół międzyludzki". Wychwalał wyższość młodzieńczej „Synczyzny" przeciwko sklerotycznej „Ojczyźnie". Szukał ekstremalnych doświadczeń seksualnych w portach i szaletach. Kpił z komunistów, ale i konserwatystów.
Tymczasem w minioną sobotę z „udziałem władz państwowych" i przedstawicieli PiS otwarto w Vence muzeum poświęcone pisarzowi, tak jakby po raz drugi stał się bohaterem swojego „Trans-Atlantyku", wykpiwającego patriotyczną pompę.
Jednocześnie Antoni Libera w Belwederze krytykował obecną formę Unii Europejskiej, na patrona swojego myślenia obierając... Gombrowicza. To prawda, że wobec postępowców był konserwatystą, ale też i na odwrót. W Paryżu stawał się antyfrancuski, bo bronił swojej tożsamości. Ale czy może być patronem polityki obecnej władzy wobec Unii Europejskiej?
Odpowiedzi na to i wiele innych pytań daje Klementyna Suchanow. Pisząc książkę liczącą 800 stron, wykonała tytaniczną pracę, znakomicie tłumacząc kulturowe, historyczne i literackie konteksty. Scaliła w żywej narracji dzieła pisarza, materiały wydane przez wdowę Ritę Gombrowicz, listy, wspomnienia, wcześniejszą biografię Joanny Siedleckiej „Jaśniepanicz" oraz prawie 200 zdjęć miast i ludzi, map. Przypomniała topografie miejsc, gdzie przebywał, a nawet prospekt leku, którym leczył syfilis.
Gombrowicz zastanawiał się, jaką napiszą o nim biografię, czy laurkową, która może pomniejszyć wielkość geniusza? Przecież człowiek to kupa mięsa niczym nieróżniąca się od innej kupy – mówił przyjacielowi z Argentyny. Klementyna Suchanow nie boi się publikować również nieznanych wspomnień kochanka kubańskiego poety Virgilio Pinery, który opowiadał, jak Gombrowicz za grosze oddawał się płatnej pederastii w dworcowym szalecie Buenos Aires. Miał powrócić do domu obolały, skrwawiony.