Opowieści, które spisał dziennikarz, mają genezę w rodzinnej historii autora. Jego dziadek walczył w Wietnamie. Ale nie w czasie najsłynniejszej wojny w Indochinach na przełomie lat 60. i 70., tylko wcześniej, podczas tak zwanej I wojny indochińskiej.
Wybuchła tuż po zakończeniu II wojny światowej pomiędzy Francuzami a partyzanckimi oddziałami Viet Minhu, którzy wystąpili przeciwko kolonizatorom. To, w jaki sposób i dlaczego 30-letni Zygmunt Wojtczak trafił na początku lat 50. do Azji, jest jednym z najciekawszych wątków książki Wójcika.
W Polsce był pracownikiem portowym, jednak gdy którejś nocy przyłapano go na przemycie, stanął w obliczu kilkuletniej odsiadki. Postanowił nie czekać na łaskę komunistycznej władzy i zbiegł na szwedzkim okręcie do Skandynawii. Bałtyk jednak wciąż nie wydawał mu się bezpieczną ochroną przed PRL-owskim wymiarem sprawiedliwości i postanowił wyruszyć dalej.
Podpisał papiery na pracę dla Francuzów w Maroku i ruszył, by się przekonać, iż w rzeczywistości podpisał cyrograf z Legią Cudzoziemską, do której wcale się nie palił, bo wiedział dobrze, jak wygląda wojna. Opowieść dziadka autora jest wstrząsająca. Jej punktem kulminacyjnym jest wojna w Wietnamie, przedstawiona jako ostatni krąg piekła, w którym żołnierze są narażeni nieustannie na śmierć, a także sami zmuszani są do zabijania cywilów i tortur.
Narracja Wojtczaka o Legii Cudzoziemskiej stanowi jedną z trzech historii zawartych w pierwszej części „Psów wojen". Drugą są wspomnienia Ryszarda Dody, który do owianej złą sławą francuskiej armii najemnej wstąpił na początku lat 90.