Świat ludzi widziany oczami kota

LEKTURA NA LATO | Fragment powieści „Jutro należy do kotów" Bernarda Werbera w przekładzie Marty Turnau.

Aktualizacja: 21.07.2018 12:51 Publikacja: 21.07.2018 00:01

Świat ludzi widziany oczami kota

Foto: Fotorzepa, Magdalena Zapart

Jak udało mi się w końcu zrozumieć ludzi? Od moich najmłodszych lat wydawali mi się zarazem tajemniczy i fascynujący. Tak długo obserwowałam ich kręcących się we wszystkich kierunkach albo wykonujących niezrozumiałe lub komiczne gesty, że w końcu rozbudziła się we mnie ciekawość. Bezustannie zadawałam sobie pytania: Dlaczego tak dziwnie się zachowują? Czy można nawiązać z nimi dialog? Wreszcie dane mi było „go" spotkać. Naprawdę mi pomógł w pojęciu ich funkcjonowania, zwyczajów, głębokich przyczyn wyjaśniających ich osobliwe zachowanie. Spotkania zawsze nas zmieniają. Bez „niego" być może byłabym tylko zwykłą kotką. Być może bez „niego" nie przeżyłabym tych wszystkich fantastycznych przygód. Być może nawet bez „niego" przeszłabym obok tych niewiarygodnych odkryć. Gdyby kazano mi teraz przypomnieć sobie chwilę, w której wszystko się zaczęło, musiałabym zapewne powrócić myślami do mojego ówczesnego stanu ducha. Chyba bardzo się nudziłam, siedząc sama w domu, i intuicja podpowiedziała mi, że warto by było porozmawiać z tymi, którzy mnie otaczają. Już w tamtych czasach byłam dogłębnie przekonana, że:

Wszystko, co żyje, posiada umysł. Wszystko, co posiada umysł, potrafi się komunikować. Wszystko, co potrafi się komunikować, może rozmawiać bezpośrednio ze mną. Komunikacja wydawała mi się więc rozwiązaniem wszelkich problemów i jedynie ode mnie zależało rozpoczęcie owocnej wymiany opinii z innymi. Całe szczęście, że miałam taki cel, w przeciwnym razie na czym polegałoby moje istnienie? Na jedzeniu? Spaniu? Przyglądaniu się następującym po sobie dniom i nocom spędzonym na jedzeniu i spaniu, kiedy tymczasem świat pulsuje wokół mnie? Tymczasem poszukiwanie nie wystarcza, trzeba też mieć strategię prowadzącą do spełnienia. Jak pójść w stronę innych? Oto jak wszystko się zaczęło...

Powieki powoli opadają, biorę głęboki wdech, czuję swoje ciało, a w głowie czuję swój umysł. (...)

Mam zamknięte oczy, słucham fizycznymi i psychicznymi zmysłami. Teraz na przykład wyczuwam falę. Bez wątpienia w mojej strefie wrażliwości znalazła się myśląca istota. Rozpoznaję zaniepokojoną myśl. Otwieram oczy, szukam źródła emisji, ruszam w kierunku, z którego dobiega sygnał. Moje oczy dokańczają proces lokalizacji inteligencji. Widzę ją. Jest bardzo piękna.

Zbliżam się małymi kroczkami. Moje systemy powonienia i słuchu uzupełniają analizę. Pachnie naturalnie i delikatnie. Jej duże zaniepokojone brązowe oczy rozglądają się wokoło. Smakuje wargami kremowe ciasto. Wąski pyszczek, białe lśniące zęby. Niespokojne palce o długich czarnych paznokciach zaciskają się na smakołyku. Jest naprawdę czarująca. (...)

Zbliżmy się jeszcze. Skupiam się i wysyłam w jej stronę wyraźną myśl: Dzień dobry, panienko. Ponieważ nie reaguje, towarzyszę mojej myśli, wykonując jeszcze jeden krok naprzód. Parkiet skrzypi. Ona odwraca głowę i wzdryga się na mój widok. Przestraszona, ucieka, porzucając ciastko. Pędzi, używając całej siły swoich zgrabnych umięśnionych ud. Biegnę za nią. To sportsmenka. Sadzi teraz susami. Próbuję nie zostać w tyle. Udaje mi się nawet zyskać przewagę. Zauważam teraz pewien szczegół, który do tej pory mi umykał, a który składa się na jej niezaprzeczalny wdzięk: ma długi, szczupły i różowy ogonek. Skupiam się i wysyłam nową myśl: Dzień dobry, myszko. Przyspiesza.

Hej, poczekaj! Nie chcę cię skrzywdzić, nie mam nic przeciwko kradzeniu ciastek, chcę tylko z tobą porozmawiać. Jeszcze przyspiesza. Nie, nie odchodź! Kręci różowym ogonkiem. Ta mysz jest naprawdę bardzo urokliwa. Lubię istoty, które potrafią harmonijnie się poruszać. Cóż, będę musiała ją złapać, jeśli zależy mi na satysfakcjonującej rozmowie. Również przyspieszam, potrącając kuchenny taboret, ocierając się o wazon w salonie, drapię dywan, hamując. W swoim pędzie z trudem wyrabiam się na zakręcie w lewo, potem w prawo, prześlizguję się mniej lub bardziej kontrolowanie po wypastowanym parkiecie, odzyskuję równowagę, wbijając pazury w podłogę. Ona jest już daleko, ale wciąż jeszcze ją widzę, tajemniczy kształt znikający w uchylonych drzwiach do piwnicy. Zbiega po schodach prowadzących do podziemia. Podążam za nią. Znajdujemy się w otoczeniu pralek, wózków, walizek, starych obrazów i butelek z winem. Niewiele tu światła – pojedynczy promień wpadający przez okienko piwniczne – rozszerzam więc maksymalnie źrenice (wąskie szczeliny zmieniają się w duże kółka) i dzięki temu udaje mi się poruszać w niemal całkowitej ciemności. My, koty, potrafimy to robić. Widzę nawet ślady na zakurzonej podłodze. Idę za nimi jakiś czas, wreszcie znikają. Zamykam oczy, nadstawiam uszu, żeby zlokalizować mysz dzięki niezwykle wyostrzonemu słuchowi. Końce moich wąsów wibrują i pozwalają na wyodrębnienie informacji. Poszła w tamtą stronę. Nieco dalej rzeczywiście odnajduję ślady prowadzące do szczeliny w ścianie, w pobliżu worka z drewnianymi szczapami. Zbliżam się miękkim krokiem.

Czy jesteś tutaj, myszko? Słyszę głośne bicie jej serca. Od niepokoju przeszła bezpośrednio do stadium całkowitej paniki. Pochylam się i widzę ją ukrytą w otworze nie większym niż moja łapa. Drży na całym ciele, wytrzeszcza oczy, zwinęła ogon między łapkami i rozchyliła pyszczek. Czy to możliwe, że to ja ją tak przeraziłam? Przecież jestem tylko młodą kotką. Myślę, że lata niezrozumienia między naszymi dwoma gatunkami nie pomagają w przełamaniu wzajemnej podejrzliwości. (...)

Nie zamierzam cię zabić, chcę tylko porozmawiać, jak przystało na jeden świadomy umysł z drugim. Ona cofa się jeszcze dalej w głąb norki.

Trzęsie się tak mocno, że słyszę klekotanie jej zębów. Przechodzę w tryb pomruków na średniej częstotliwości. Nie bój się. Jej oddech staje się głębszy, bicie serca jeszcze szybsze, jak gdyby ta przechwycona myśl wywołała efekt odwrotny do zamierzonego. Mimo to wydaje mi się, że już prawie osiągnęłam cel. Nie myśl przypadkiem, że... W tym momencie eksplozja sprawia, że podskakuję.

Odgłos rozległ się na zewnątrz, a po nim następują kolejne suche trzaski, wreszcie piskliwe krzyki. Wspinam się na piętro, wychodzę na balkon w sypialni i z tego wysokiego punktu obserwacyjnego usiłuję zobaczyć, co wywołało takie zamieszanie. Dostrzegam ubranego na czarno człowieka, celującego swego rodzaju kijem, o końcu tryskającym małymi światełkami, w stronę młodych ludzi wychodzących z dużego budynku, nad którego drzwiami wisi niebiesko-biało-czerwona flaga. Niektórzy spośród nich upadają i przestają się poruszać. Inni rozbiegają się na wszystkie strony i wrzeszczą, tymczasem czarno odziany człowiek wciąż produkuje swoim kijem eksplozje. Kiedy ten w końcu przestaje działać, rzuca go między rozkrzyczanych młodych ludzi, którzy upadają na chodnik, po czym oddala się biegiem. Inni ludzie gonią go i udaje im się go pochwycić, niemal przed drzwiami mojego domu. Biją pięściami i kopią.

Ze wszystkich stron nadjeżdżają samochody, tymczasem wokoło słychać krzyki i jęki. Potem ubrany na czarno mężczyzna zostaje zabrany przez bardzo hałaśliwy samochód, na którego dachu kręci się niebieskie światełko. W międzyczasie tłum gromadzi się wokół mojego domu i budynku z flagą. Krzyki wreszcie ustają, ale ludzie rozmawiają szybko i głośno, wyczuwam emocję niczym namacalną chmurę: cierpienie. (...)

Biała ciężarówka z niebieskim światłem na dachu pojawia się, również wywołując straszliwy hałas. Młodzi ludzie zostają podniesieni z ziemi i umieszczeni wewnątrz pojazdu. Instynktownie wdycham tyle, ile mogę, z tych czarnych i złych fal emitowanych (...)

Cóż za osobliwe zachowania. Nigdy ich wcześniej u nich nie widziałam. Co takiego mogło się wydarzyć? Lubię ludzi, ale nie zawsze ich rozumiem.

Jak udało mi się w końcu zrozumieć ludzi? Od moich najmłodszych lat wydawali mi się zarazem tajemniczy i fascynujący. Tak długo obserwowałam ich kręcących się we wszystkich kierunkach albo wykonujących niezrozumiałe lub komiczne gesty, że w końcu rozbudziła się we mnie ciekawość. Bezustannie zadawałam sobie pytania: Dlaczego tak dziwnie się zachowują? Czy można nawiązać z nimi dialog? Wreszcie dane mi było „go" spotkać. Naprawdę mi pomógł w pojęciu ich funkcjonowania, zwyczajów, głębokich przyczyn wyjaśniających ich osobliwe zachowanie. Spotkania zawsze nas zmieniają. Bez „niego" być może byłabym tylko zwykłą kotką. Być może bez „niego" nie przeżyłabym tych wszystkich fantastycznych przygód. Być może nawet bez „niego" przeszłabym obok tych niewiarygodnych odkryć. Gdyby kazano mi teraz przypomnieć sobie chwilę, w której wszystko się zaczęło, musiałabym zapewne powrócić myślami do mojego ówczesnego stanu ducha. Chyba bardzo się nudziłam, siedząc sama w domu, i intuicja podpowiedziała mi, że warto by było porozmawiać z tymi, którzy mnie otaczają. Już w tamtych czasach byłam dogłębnie przekonana, że:

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Literatura
Dzień Książki. Autobiografia Nawalnego, nowe powieści Twardocha i Krajewskiego
Literatura
Co czytają Polacy, poza kryminałami, że gwałtownie wzrosło czytelnictwo
Literatura
Rekomendacje filmowe: Intymne spotkania z twórcami kina
Literatura
Czesław Miłosz z przedmową Olgi Tokarczuk. Nowa edycja dzieł noblisty
Literatura
Nie żyje Leszek Bugajski, publicysta i krytyk literacki