Od razu należy zaznaczyć, że taki pomysł to żadna nowość. Sięga XIX wieku, kiedy to powieści ukazywały się w odcinkach na łamach gazet. W ten sposób publikowali Sienkiewicz i Żeromski, a we Francji Balzac i Dumas. Opłacało się to zarówno autorowi, czasopismu, jak i samemu wydawcy.
Moda czy wyjątki?
W ostatnich latach dokonało się jednak ciekawe przesunięcie. Pierwszym zwiastunem była sześciotomowa „Moja walka" Karla Ove Knausgaarda z Norwegii, który napisał niezwykle cenioną przez krytyków autobiografię na kilka tysięcy stron. Jej ostatni tom ukaże się w polskim przekładzie na jesieni.
Kolejnym sygnałem była czterotomowa seria o kobietach z Neapolu autorstwa tajemniczej Eleny Ferrante, wydawana w Polsce w latach 2014–2016 (ponad 5 mln egzemplarzy sprzedanych na świecie). Obydwie wyrafinowane literacko sagi pokazały, że podobnie jak we współczesnej telewizji seria nie musi oznaczać powtarzalności i wtórności.
– Trend to może za dużo powiedziane – mówi „Rzeczpospolitej” Marcin Baniak, dyrektor ds. promocji w Wydawnictwie Literackim. – Na pewno pojawiło się kilka literackich projektów tego typu, w tym właśnie „Moja walka" Knausgaarda. Kiedy wprowadzaliśmy ją na polski rynek, nie mieliśmy pewności, czy zdobędzie ona akceptację czytelników. Byliśmy jednak przekonani, że mamy do czynienia z książką niezwykłą.
Marcin Baniak dodaje także, że niektórzy porównują „Moją walkę" do „W poszukiwaniu straconego czasu" Marcela Prousta, które jak w przypadku Knausgaarda stanowi swoisty literacki serial autobiograficzny.