Zaczęło się od jubileuszu. Martín Caparrós, rocznik 1957, prozaik i reporter urodzony w Buenos Aires, postanowił wydrukować „Księżyc” w dwustu egzemplarzach i rozdać przyjaciołom na swoje 50. urodziny.
Jedna z kopii trafiła do jego hiszpańskiego wydawcy, który zaczął przekonywać Caparrósa, że warto podzielić się tymi osobistymi zapiskami z szerszą publicznością. I chociaż polski przekład ukazuje się niemal dekadę po oryginalnym wydaniu, a Argentyńczyk stworzył później dzieło życia – „Głód” (2015), które umocniło jego reporterską pozycję na świecie, to „Księżyc” czyta się bez poczucia przedawnienia.
– Nie lubię wracać do swoich książek, ale teraz, nie mając wyjścia, byłem zaskoczony, jak bardzo „Księżyc” jest intymny wobec moich innych publikacji – przyznaje Martín Caparrós w rozmowie z „Rzeczpospolitą”. – Druga rzecz, która mnie uderzyła, to fakt, że kwestie, które wydają nam się nowe, naprawdę ciągną się od lat, jedynie zmienia się ich nagłośnienie w mediach.
Biali są niewidzialni
Genezą „Księżyca” była podróż, którą Caparrós odbył na zlecenie funduszu ludnościowego ONZ w 2006 r. Miał przeprowadzić rozmowy z dziesięcioma migrantami z różnych krajów, ale bez podróżniczego komfortu, tylko w ekspresowym tempie 30 dni. Stąd podtytuł książki „Od nowiu do nowiu”.
Pierwotnie rozmowy zostały opublikowane na wewnętrzny użytek ONZ, ale tamto doświadczenie i spotkani ludzie zainspirowali pisarza co najmniej do trzech książek reporterskich, w tym „Księżyca” oraz głośnego „Głodu” – jednej z najważniejszych pozycji non-fiction ostatniej dekady, nazywanej niekiedy reportażem totalnym.