Każda jego książka jest zresztą trudna do przewidzenia. Trzy spośród nich – „Papuga Flauberta”, „Anglia, Anglia” oraz „Arthur & George” – były nominowane do Booker Prize Dostał ją wreszcie w 2011 roku za „Poczucie kresu”.
Bohaterem najnowszej – „Zgiełku czasu” – jest genialny kompozytor Dymitr Szostakowicz. Jednym z najsłynniejszych jego dzieł jest VII Symfonia zwana Leningradzką, powstała podczas 900-dniowej blokady Leningradu w czasie II wojny światowej. Stała się wizytówką Szostakowicza za granicą i narzędziem propagandowym Związku Radzieckiego po wojnie.
Barnesa nie interesuje jednak ten fragment biografii Szostakowicza. Trzy części powieści to trzy monologi wewnętrzne kompozytora (lecz zapisane w trzeciej osobie) osnute wokół zdarzeń, które według niego zaważyły na jego życiu – wymagających od niego nie tyle talentu muzyka, co charakteru. Upraszczając, to też rozprawka, jak zachowuje się jednostka gnieciona walcem historii.
Daty zostały określone precyzyjnie: 1936, 1948, 1960, bo Barnes pisze: „przychodzili po niego co 12 lat”. W 1936 rok, gdy przed końcowymi akordami opery „Lady Makbet mceńskiego powiatu” z Teatru Bolszoj wyszedł Stalin. Następnego dnia gazeta „Prawda” pisała o „zepsutej, burżuazyjnej” operze, puszczając w niepamięć jej dotychczasowe krajowe i zagraniczne sukcesy. „Teraz nie tylko recenzowano jego muzykę, ale opiniowano jego istnienie” – pisze Barnes.
A jednak nawet groźba utraty życia była niczym wobec strachu, który zaczął się wówczas. Zaowocował nocnym czuwaniem przy windzie, by być gotowym, gdy przyjdzie po niego NKWD. Barnes przygląda się Szostakowiczowi spędzającemu te noce i rozpamiętującemu kluczowe wydarzenia z życia. Wśród wielu lęków przeżywał też – jak pisze Barnes – „lęk przeciwny: przed wymknięciem się z rąk, które zapewniają bezpieczeństwo”.