Przykład lekarzy orzeczników ZUS, którzy po wprowadzeniu ustawy o jawności życia publicznego, deklarują rezygnację z pracy, jaskrawie pokazuje jak nieobliczalne mogą być skutki nowych przepisów, z założenia bardzo słusznych i potrzebnych.
Bolesna luka kadrowa
Gdyby po uchwaleniu nowego prawa z pracy zrezygnowała jedynie część z lekarzy zatrudnionych w ZUS, skutki społeczne byłyby ogromne. Na brakach kadrowych może ucierpieć nawet 200 tys. ubezpieczonych, którzy co roku przychodzą na komisje lekarskie, by po raz pierwszy uzyskać prawo do renty lub przedłużenie wypłaty na następny kilkuletni okres. Te posady nie są zbyt atrakcyjne finansowo dla lekarzy, a biorąc pod uwagę niedobór medyków na rynku, nietrudno będzie znaleźć im nowe miejsce pracy.
Sam ZUS poprawnie radzi sobie z zapewnieniem przejrzystości i uczciwości orzekania – o czym świadczą wyniki działań orzeczników. Z roku na rok rencistów ubywa, a nie przyrasta. Ucierpi także 75 tys. osób, którzy co roku korzystają z rehabilitacji w sanatoriach finansowanych przez ZUS. Doliczyć do tego trzeba kolejne dziesiątki tysięcy osób starających się o świadczenia powypadkowe czy renty socjalne.
Jedynymi wygranymi tej sytuacji będą osoby korzystające z długotrwałych zwolnień lekarskich. Co roku lekarze orzecznicy ZUS kontrolują blisko 600 tys. takich osób, z czego 20 tysięcy traci świadczenia, gdy się okazuje, że symulują chorobę.
Dlatego, jak deklaruje rzecznik centrali ZUS Wojciech Andrusiewicz, Zakład już zaczął monitoring możliwych decyzji lekarzy orzeczników po wejściu w życie ustawy w obecnym brzmieniu.