Dyrektorzy szpitali wciąż nie wiedzą, czy i na jakie usługi zostaną rozpisane konkursy NFZ. W nadziei, że je wygrają, utrzymują więc obecny stan zatrudnienia, ryzykując, że jeśli będą musieli zamknąć szpital lub oddział, przez dwa miesiące będą płacić pracownikom z własnych rezerw, zazwyczaj znikomych. Gdyby bowiem wypowiedzenie wręczyli dziś, trzymiesięczny okres – a takie najczęściej obowiązują etatowych pracowników szpitali – zacząłby biec od września. A to oznacza, że będą musieli zapłacić odprawy zwalnianym pracownikom także za październik i listopad. A dotychczasowe umowy z Funduszem obowiązują tylko do września.
Ciągle liczą na zmianę umów
Jeśli NFZ nie aneksuje dotychczasowych umów, placówki i oddziały, które nie wejdą do sieci, mogą mieć poważne problemy.
Wszystko dlatego, że konkursy na 7 proc. budżetu, który NFZ przeznaczał dotychczas na hospitalizację, miały zostać ogłoszone w maju. Wtedy prezes NFZ chciał ogłosić listy szpitali, które weszły do sieci i mają gwarancję finansowania z budżetu państwa, a zaraz po nich – konkursy. Miał w ten sposób zyskać czas na odwołania i wyjaśnienie kwestii spornych. Tak się jednak nie stało.
Szefowie placówek liczyli, że konkursy zostaną ogłoszone po rozpatrzeniu odwołań placówek, które nie dostały się do sieci, czyli jeszcze w pierwszej połowie lipca. Czekają jednak do dziś.
Nie tracą nadziei
Doktor Tomasz Ludyga, właściciel szpitala Euromedic w Katowicach, ocenia, że odprawy dla blisko 200 pracowników, z których wielu pracuje po kilkanaście lat, mogą sięgnąć ponad pół miliona złotych. Milionowe odszkodowania musiałyby wypłacić także Polsko-Amerykańskie Kliniki Serca, których połowa nie dostała się do sieci.