Ministerstwo Zdrowia zareagowało na dramatyczne apele lekarzy i rodziców małych pacjentów psychiatrycznych. Projekt rozporządzenia w sprawie świadczeń gwarantowanych w opiece psychiatrycznej i leczeniu uzależnień zakłada odstąpienie od określania etatu przeliczeniowego psychiatry dziecięcego na liczbę łóżek/miejsc szpitalnych. Oznacza to, że oddział będzie mógł funkcjonować nawet z mniejszą liczbą psychiatrów.
Dziś, by zakontraktować umowę z NFZ, oddział psychiatrii dziecięcej musi zatrudniać jednego specjalistę na określoną liczbę łóżek i przy niedoborze kadry grozi mu zamknięcie.
– Z jednej strony nowe regulacje zakładają obniżenie standardów, co niepokoi, jednak gdy w wielu placówkach dramatycznie brak kadr, nowe regulacje mogą uchronić niektóre ośrodki przed zamknięciem – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Barbara Remberk, konsultant krajowy w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży.
A takich sytuacji przybywa. Zgodnie z Centralnym Rejestrem Lekarzy Naczelnej Izby Lekarskiej w Polsce jest dziś 442 psychiatrów dziecięcych, w tym 403 wykonujących zawód. Tymczasem liczbę dzieci wymagających ich pomocy szacuje się na 400 tys., co sprawia, że jeden psychiatra przypada na 100 tys. małych pacjentów.
Braki kadrowe to niejedyny problem psychiatrii dziecięcej. Kolejnym jest zbyt niska wycena świadczeń. To sprawia, że w całym kraju jest tylko 20 całodobowych oddziałów psychiatrycznych dla dzieci w stanach zagrożenia życia. A i one są przepełnione. Ten w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie przyjmuje pacjentów nawet z odległych woj. wielkopolskiego czy zachodniopomorskiego. Dziś na 28-łóżkowym oddziale leży 43 pacjentów, a na planowe przyjęcie czeka ich 60. Podobnie jest w całym kraju. Wszystko dlatego, że NFZ pokrywa tylko 80 proc. kosztów funkcjonowania takiego oddziału.