Kiedy znudziła się panu praca w TVP?
Nie tyle ja się rozstałem z telewizją, ile ze mną się rozstano. Współpracowałem do stanu wojennego. Nie chciałem robić programu dla dzieci „Tik-Tak".
Osobną dziedziną pańskiej twórczości są plakaty, i to bardzo różnorodne – nie tylko do dziecięcych filmów, ale i dla dorosłych, jak choćby do słynnego filmu „Kobieta i mężczyzna" Leloucha. Były też plakaty reklamowe. To prawda, że zachęcał pan do jedzenia dorsza?
A widziała pani taki plakat? Raczej pani go nie odnajdzie, bo go nie wykonałem. Ale inne dotyczące artykułów spożywczych – owszem. Na przykład serów. W tym roku po raz pierwszy w życiu miałem wystawę plakatów w Lublinie. Początkowo miało być ich najwyżej 30, ale okazało się, że jest ich ponad 70 – z różnych dziedzin, najwięcej filmowych, reklamowych i posterów. Ale też, na przykład, na otwarcie Teatru Wielkiego w 1965 roku zaprojektowałem plakat do „Halki".
Lubił pan to robić?
Gdybym nie lubił, nie przyjąłbym tego zlecenia.
To znaczy, że zajmuje się pan tylko tym, co lubi robić?
Kiedyś dziennikarz, który ze mną rozmawiał, powiedział: „Teraz może pan robić wszystko, co panu się podoba". Odpowiedziałem: „Jest pan w błędzie. Nie mogę robić wszystkiego, co mi się podoba, ale nie mogę też robić tego, co mi się nie podoba". To wielka różnica.
Nigdy w swoim 87-letnim życiu nie był pan zmuszony do żadnego kompromisu?
Na pewno jakieś były, ale też zależy, co nazywamy kompromisem – bo jeśli zmianę formatu czy czcionki, to owszem, zdarzało się.
Ale kompromisów, w sprawie autorów, z którymi pan współpracował, nie było?
Nie. Edmund Niziurski, Jan Brzechwa, Adam Bahdaj to byli świetni autorzy. Na przykład często miałem kłopot z Niziurskim, bo mi podsuwał trzy znakomite sytuacje i stawałem przed trudnym wyborem, którą wziąć, a które odrzucić. No i Wanda Chotomska, z którą współpracowałem od jej debiutanckiej książki „Tere-fere". Pisała świetne teksty, nie tylko do czytania, ale także ilustrowania. Klamrą naszej współpracy była jej ostatnia książka, którą także opatrzyłem formą graficzną – „Bobry mówią dzień dobry!". Bardzo dobrze nam się współpracowało.
Ale ilustrował pan też literaturę dla dorosłych, choćby napisany przez siebie „Do wieńca wspomnień" – zbiór wierszy o żeńskich imionach. To wiersze z banderolą: „Tylko dla dorosłych".
Czy zna pani obecnie wiele beletrystycznych książek dla dorosłych, które są ilustrowane? Kiedyś to nie było nic nadzwyczajnego. Powieści Ignacego Kraszewskiego, Stefana Żeromskiego, Henryka Sienkiewicza ukazywały się także w wersjach z ilustracjami. Jeszcze Marcin Szancer zilustrował „Trylogię", „Pana Tadeusza". Nikt nie widział w tym niczego dziwnego. Dziś to osobliwość. Czasami pojawia się ilustracja w poezji, ale to zazwyczaj zdobienie.
Sugestywność rysowanych przez pana bohaterów narzuca ich wyobraźni czytelnika bardzo daleko. Może za daleko?
Są z tym związane zabawne historie. Konrad Nałęcki, który reżyserował dla młodzieży filmy „I ty zostaniesz Indianinem", a także „Mniejszy szuka Dużego" według książek Wiktora Woroszylskiego, rzeczywiście szukał odtwórców ról według narysowanych przeze mnie postaci. Podobnie było w przypadku serialu „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa" na podstawie Edmunda Niziurskiego w realizacji Mieczysława Waśkowskiego. Takie były oczekiwania czytelników. Ale przypominam – to autorzy stworzyli te sugestywne postaci, ja je tylko pokazałem.
Książki są jeszcze dziś ważne dla młodych czytelników?
Mam nadzieję, że dla niektórych są. Dziecięce potrzeby się nie zmieniają. Fakt, że mają dziś komórki, niczego nie dowodzi. Małe dzieci są wspaniałe i wszędzie takie same. Ich naturalną wrażliwość wybija im z głów otoczenie, zabierając im psychiczną niezależność, sposób myślenia, skojarzeń i fantazji. Dopóki im tego nie wybiją z głowy w szkołach, są wspaniałe. Dopiero potem zaczyna się coraz gorzej i gorzej. Im młodsze dzieci, tym chętniej się z nimi spotykam. W czasie jednego spotkania nikogo się nie nauczy rysować, natomiast można zachęcić, otworzyć i pobudzić wyobraźnię, by podążał swoimi ścieżkami. Jeżeli z takiej trzydziestki, z którą się spotykam, dwójka, trójka otworzy się na własną wyobraźnię, to jest to bardzo dużo.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95