90 lat temu w Kniażach koło Stanisławowa urodził się aktor Zbigniew Cybulski. W związku z tą rocznicą przypominamy tekst ze styczniowego "Plusa minusa".
Czy był wielkim aktorem? Nie. Czy miał talent? Na pewno. Czy był genialny? Kto wie. Ale był przede wszystkim fascynujący i niedokończony – tak mówił o Zbyszku Cybulskim Jan Kreczmar, znakomity aktor i słynny rektor warszawskiej PWST.
Od tragicznej śmierci Zbigniewa Cybulskiego mija pół wieku, a on wciąż jest legendą. Został nią zresztą już za życia. Po „Popiele i diamencie" Andrzeja Wajdy pisano o jego Maćku Chełmickim jako o ostatnim romantyku, który ginie na śmietniku historii. Sam nie powtórzył jego losu, stał się największym mitem polskiego kina. Grał u Wajdy, Forda, Kawalerowicza, Morgensterna, Hasa, Kutza i Konwickiego, ale ciągle czekał na propozycję na miarę Maćka Chełmickiego. Spotkawszy kiedyś Andrzeja Wajdę na lotnisku, rzucił mu pełne żalu zdanie: „Jeszcze za mną zatęsknisz...". Reżyser rzeczywiście zatęsknił. Z tęsknoty za nim nakręcił „Wszystko na sprzedaż".
Dorota Karaś, autorka wydanej właśnie książki „Cybulski, Podwójne salto", pytając Andrzeja Wajdę o najsłynniejszą rolę Cybulskiego, otrzymała następującą odpowiedź: – Powinna mnie pani zapytać raczej, jak to się stało, że pozwoliłem mu tak grać. Ja na to odpowiem: bo byłem dobrym reżyserem. Gdy Cybulski przyszedł na zdjęcia do „Popiołu i diamentu" ubrany po swojemu, powinienem mu powiedzieć: „Zbysiu, czyś ty zwariował? Przebierz się w kostium, bo kręcimy historyczny film". Ale pozwoliłem mu grać, jak chciał, i to mnie uratowało. On był już wtedy bohaterem następnego pokolenia, a nie generacji w długich butach, którą znaliśmy z filmów starszych reżyserów. Zbyszek przed rolą Maćka widział w Paryżu jeden film z Jamesem Deanem. Nie potrzebowaliśmy wtedy długich studiów. Zobaczyliśmy coś raz i wystarczyło.
Patrz na sekundnik!
Zbyszek wciąż kojarzy się wielu z kimś bardzo młodzieńczym, czy nawet chłopięcym, z kimś, kto przeżył swe życie bardzo intensywnie i jest symbolem pokolenia – mówi Alfred Andrys, wieloletni przyjaciel Zbigniewa Cybulskiego, świadek jego śmiertelnego wypadku na dworcu we Wrocławiu. – Przeczytałem o nim wiele wspomnień. Sam byłem zapraszany do udziału w filmach dokumentalnych. Zastanawiam się, skąd się bierze w tych wspomnieniach tyle niedorzeczności. Skąd taka potrzeba etatowych „odbrązawiaczy" fabrykujących naprędce pseudowspomnienia jego najbliższych.