Po raz pierwszy w dziejach tej dyscypliny przyznane zostały przez sędziów maksymalne, niemożliwe do tej pory noty – dziesiątki. Nadia Comaneci otrzymała je siedmiokrotnie, pozostawiając w pokonanym polu tak znakomite rywalki jak radzieckie zawodniczki – słynną Olgę Korbut czy Nelly Kim.
Zanim do tego doszło, Comaneci przeszła drogę właściwą wszystkim pragnącym mistrzostwa, wielogodzinne, codzienne treningi, brak życia pozasportowego. Ale – jak sama mówi w filmie – warto było. Trener gimnastyki Bela Karolyi, pamięta, jak przyjechał do szkoły Nadii i zapytał, czy są dziewczynki, które potrafią zrobić gwiazdę. Zgłosiły się dwie, Nadii to zgłoszenie odmieniło życie. Rozpoczęła treningi.
– Byłam cicha, nie uśmiechałam się, nie wyróżniałam się – opowiada Nadia. – Ale gimnastyka sprawiała mi wiele radości.
Nie czuła strachu przy ewolucjach, bo bardzo ufała trenerowi. Ćwiczyła znacznie więcej niż od niej wymagano, bo lubiła robić postępy, dążyła do perfekcji. – Szczera, skromna – tak wspomina Nadię jej koleżanka z reprezentacji, Gaby Geiculescu.
Urodzona w 1961 roku w Oneszti – małym rumuńskim miasteczku u podnóża Karpat, Nadia Comaneci komentuje z offu fragmentami autobiografii zdarzenia swojego życia: te sportowe i polityczne, które w dużej części – jak twierdzi – zdeterminowały jej życie.