Resort Antoniego Macierewicza ostatnie komunikaty prasowe rozpoczyna od sformułowania, które u każdego ich czytelnika powinno powodować co najmniej drżenie łydek albo odruch oglądania się za siebie (gdzie są ci ruscy szpiedzy?).
„W związku z dezinformacją wymierzoną w Ministerstwo Obrony Narodowej, a tym samym w bezpieczeństwo państwa informujemy, że przez rok urzędowania minister Antoni Macierewicz dokonał wielu zmian skutkujących zarówno poprawą sytuacji polskich żołnierzy, jak też przekładających się na wzrost bezpieczeństwa państwa itd." – czytamy w nagłówku informacji, która wymienia osiągnięcia szefa resortu. Kilka dni wcześniej podobne ostrzeżenie dotyczyło organizacji konferencji naukowej na jednej z warszawskich uczelni, w której uczestniczyli byli oficerowie służb.
Pod koniec poprzedniego tygodnia MON poszedł jeszcze dalej – w utworzonej przez siebie zakładce „Naszym zdaniem" opublikował tekst, który miał znamiona programowego. Autor – anonimowy – starał się wskazać źródła dezinformacji na temat MON. Jego zdaniem kłamstwo dotyczące resortu obrony porusza się „lotem Iskandera" i uniemożliwia rzeczowy dialog.
Jednak zamiast pokazać konkretne przypadki tychże kłamstw, wskazał wrogie dla MON środowiska polityczne. „Wszystko to koresponduje wyraźnie z działaniami grup zainteresowanych w utrzymaniu niekorzystnych z punktu widzenia polskiej racji stanu kontraktów, z niezadowoleniem środowisk postkomunistycznych, które do niedawna mogły korzystać ze wsparcia mediów pozostających na usługach władzy, i z działalnością wspieranego głównie przez lewackie środowiska zachodnioeuropejskie Komitetu Obrony Demokracji" – precyzował autor publikacji.
Po naszej publikacji na stronie rp.pl na temat tej formy komunikowania ze społeczeństwem zakładka ta została zdjęta ze strony MON. I dobrze, bo akurat pomysł, aby informację oprzeć na insynuacjach i pomówieniach, był fatalny. Szczytny cel walki z kłamstwami został sprowadzony do poziomu karykatury.