Rostowski nie powinien spać spokojnie

Komisja śledcza ds. VAT powinna wyjaśnić działania resortu finansów i jego szefów

Aktualizacja: 18.10.2017 20:24 Publikacja: 17.10.2017 18:44

Rostowski nie powinien spać spokojnie

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Słynne zdanie prezydenta Francji o „stracie okazji, aby siedzieć cicho" jak ulał pasuje do wywiadu udzielonego przez byłego ministra finansów (i wicepremiera) w rządach PO–PSL na temat komisji śledczej, wyłudzeń VAT i całości systemu podatkowego („Rzeczpospolita" z 4 września 2017 r.). Gdy puszczają nerwy – lepiej milczeć, a na pewno powstrzymać się od agresywnych ataków na przeciwników politycznych. Dlaczego?

Bo przy okazji można nie tylko ujawnić brak wiedzy, lecz również przyznać się do rzeczy wstydliwych, z których trzeba będzie się później tłumaczyć. Oczywiste jest, że za katastrofę podatku od towarów i usług, akcyzy, podatku dochodowego od osób prawnych i podatku od gier w latach 2007–2016 odpowiadają również prawnie, obiektywnie, politycznie i moralnie ówcześni ministrowie finansów na zasadzie „sprawstwa kierowniczego". Nasz kraj, czyli my – obywatele, straciliśmy w jej wyniku majątek szacowany (ostrożnie) na pół biliona złotych, staliśmy się tzw. głupim rajem podatkowym, który toleruje, a nawet wspiera ucieczkę od podatków na nieznaną w naszej historii skalę. Fakty są bezsporne, a komisja śledcza dotycząca wyłudzeń VAT może wyjaśnić faktyczne przyczyny tego zjawiska, badając funkcjonowanie władzy publicznej, a przede wszystkim działania i zaniechania resortu finansów i jej szefów. Przypomnę, że funkcjonariusz publiczny odpowiada również za niedopełnienie obowiązków: utraconych pieniędzy nie ma w Polsce i nikt ich już nie odzyska, głównie ze względu na wady tworzonego ówcześnie prawa i brak działań kontrolnych oraz zapobiegawczych.

Dziś nie tylko możemy, ale wręcz musimy ustalić przyczyny największej w historii Polski grabieży i jaki był stan świadomości tych, którzy ówcześnie mieli chronić interes publiczny: rządzący są to winni obywatelom.

Działając pod oczywistą presją okoliczności, były minister finansów z brawurą atakuje politycznych przeciwników, jednocześnie obnażając swój skromny stan wiedzy na temat systemu podatkowego – potwierdzając zresztą to, o co był podejrzewany w przeszłości. Mam tu nawet swoje doświadczenia: przed sześciu laty dziennikarze jednej z prywatnych stacji telewizyjnych zaproponowali mu debatę na temat patologii tworzonych w resorcie finansów przepisów na temat VAT. Oczywiście „najlepszy minister finansów" uchylił się od dyskusji, odmawiając udziału w niej. Nie chcę się znęcać nad jego „deficytami" wiedzy na tematy, o których tak agresywnie się wypowiada, dam tylko kilka oczywistych przykładów:

- klauzula obejścia prawa w wersji opracowanej przez resort finansów za czasów rządów PO–PSL właśnie nie dotyczy VAT (były minister twierdzi, że dotyczyła),

- tzw. reverse charge w żadnym stopniu nie „ogranicza luki w VAT", lecz jest faktyczną likwidacją opodatkowania tym podatkiem: ani dostawca, ani sprzedawca towarów i usług objętych tym przywilejem, który wprowadził na wybrane towary i usługi właśnie minister Jan Rostowski, nie płaci ani grosza podatku. Gorzej, bo dostawcy otrzymują również jego zwroty, których wcześniej nie trzeba było im wypłacać z urzędów skarbowych,

- za czasów jego rządów nie powstały w resorcie finansów jakiekolwiek projekty „centralnego rejestru faktur" i tzw. split payment: wręcz odwrotnie – resort odcinał się i krytykował te pomysły, przecząc nawet istnieniu luki w tym podatku,

- nie było (również w 2011 r.) „projektu ustawy o VAT", który zakazywał „odwróconej płatności", bo tego ustawą nie da się „zakazać" w obrocie międzynarodowym. Można nie ulegać lobbingowi i nie przyznawać tego przywileju w obrocie krajowym tym, którzy potrafią go sobie załatwić,

- tzw. JPK wprowadzono w 2016 roku, a nie – jak twierdzi Jan Rostowski – za czasów poprzedniego rządu.

Ale to nie jest najważniejsze: ministrów, którzy „nie wiedzą i nie wiedzą, że nie wiedzą", mieliśmy zapewne więcej. Nie jest również ważne to, że chyba obawa przed odpowiedzialnością spowodowała, że były minister finansów zabawnie przeczy sam sobie, bo jednocześnie twierdzi, że to pod jego rządami powstały przepisy, które dziś ograniczają lukę w VAT, a zarazem udowadnia, że nie zmniejszono jej w ostatnim roku. Jeśli obie te wypowiedzi są prawdziwe, to owe przepisy są nic niewarte, a niekompetencją czy nieudolnością nie wypada się chwalić. Najgorsze jest to, że szef resortu finansów mówi i chyba myśli językiem zagranicznego biznesu podatkowego („andersenów") i chwali ich sukcesy lobbystyczne, które firmował jego resort, a zwłaszcza tzw. krajową „odwróconą płatność".

Tu w samej nazwie jest oczywiste kłamstwo (tak jak „kreatywna księgowość" jest po prostu fałszerstwem ksiąg): nie ma tu żadnej „płatności" do budżetu. W latach 2011–2016 resort finansów rozszerzył ten przywilej na kolejne grupy towarów i usług: złom, surowce wtórne, odpady, stal, miedź, pozostałe metale kolorowe i elektronikę. Te branże przestały płacić VAT i zaczęły uzyskiwać gigantyczne zwroty z urzędów skarbowych. Przez to udział zwrotów we wpływach z tego podatku wzrósł z 36 do 42 proc., a nominalnie z 56 mld zł do 93 mld zł. To są fakty powszechnie znane i potwierdzone przez resort finansów i w innych źródłach.

Firmy objęte tym przywilejem zaczęły składać deklaracje z żądaniem zwrotów, a ich ilość wzrosła do miliona rocznie: rzetelne sprawdzenie przez urzędy skarbowe takiej ilości deklaracji jest rzeczą obiektywnie niemożliwą, o czym dobrze wiedzą również oszuści podatkowi. Może w końcu ktoś oficjalnie opublikuje dane, ile te branże płaciły podatków przed uzyskaniem przywileju „odwróconej płatności", a ile otrzymują zwrotów po jego uzyskaniu.

Przypomnę, że producent miedzi do 2013 roku był drugim podatnikiem VAT w Polsce (po Orlenie). Teraz nie płaci już podatku, bo zafundowano mu przywilej „odwróconej płatności VAT", mimo że nigdy nikt nie słyszał o wykorzystywaniu miedzi do oszustw podatkowych. Również nie występowały one w obrocie pozostałymi metalami kolorowymi, odpadami, surowcami wtórnymi: więc po co wprowadzono ten przywilej, na którym budżet stracił dochody? Ile? To właśnie ma ustalić komisja śledcza.

Były minister opowiada bajeczki, że (jakoby) służyło to przeciwdziałaniu oszustwom podatkowym. Dobrze wie, że oszustwa karuzeli podatkowych dotyczyły i dotyczą wielu innych towarów (nawet kawy, cukru i pierogów), ale tu nie wprowadzono „odwróconej płatności". Dlaczego, skoro jego zdaniem to „najlepszy sposób na oszustwa"? Odpowiedź jest prosta: nie każdy umie załatwić sobie ten przywilej, bo lobbing kosztuje, i to dużo. Jego działania też powinna wyjaśnić komisja śledcza.

W latach 2007–2016 wpływ lobbingu, w tym zwłaszcza zagranicznego biznesu podatkowego, na kształt przepisów podatkowych jest znany (biznes ten miał, jak sam twierdził, „wyśmienite relacje z urzędnikami resortu finansów"). Wiemy: resort również płacił za jego usługi i to dużo. Po co? To też powinna sprawdzić komisja śledcza, a zwłaszcza masowe transfery urzędników do tego biznesu i rolę „społecznych doradców", których miał ówczesny szef resortu.

Bez usunięcia z przepisów podatkowych kosztownych patologii, które są sukcesem lobbystów, nie da się trwale zwiększyć dochodów budżetowych. Na razie większość ich pozostała, a minister Jan Rostowski powinien się denerwować.

Autor jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, prezesem Instytutu Studiów Podatkowych

Słynne zdanie prezydenta Francji o „stracie okazji, aby siedzieć cicho" jak ulał pasuje do wywiadu udzielonego przez byłego ministra finansów (i wicepremiera) w rządach PO–PSL na temat komisji śledczej, wyłudzeń VAT i całości systemu podatkowego („Rzeczpospolita" z 4 września 2017 r.). Gdy puszczają nerwy – lepiej milczeć, a na pewno powstrzymać się od agresywnych ataków na przeciwników politycznych. Dlaczego?

Bo przy okazji można nie tylko ujawnić brak wiedzy, lecz również przyznać się do rzeczy wstydliwych, z których trzeba będzie się później tłumaczyć. Oczywiste jest, że za katastrofę podatku od towarów i usług, akcyzy, podatku dochodowego od osób prawnych i podatku od gier w latach 2007–2016 odpowiadają również prawnie, obiektywnie, politycznie i moralnie ówcześni ministrowie finansów na zasadzie „sprawstwa kierowniczego". Nasz kraj, czyli my – obywatele, straciliśmy w jej wyniku majątek szacowany (ostrożnie) na pół biliona złotych, staliśmy się tzw. głupim rajem podatkowym, który toleruje, a nawet wspiera ucieczkę od podatków na nieznaną w naszej historii skalę. Fakty są bezsporne, a komisja śledcza dotycząca wyłudzeń VAT może wyjaśnić faktyczne przyczyny tego zjawiska, badając funkcjonowanie władzy publicznej, a przede wszystkim działania i zaniechania resortu finansów i jej szefów. Przypomnę, że funkcjonariusz publiczny odpowiada również za niedopełnienie obowiązków: utraconych pieniędzy nie ma w Polsce i nikt ich już nie odzyska, głównie ze względu na wady tworzonego ówcześnie prawa i brak działań kontrolnych oraz zapobiegawczych.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?
śledztwo
Ofiar Pegasusa na razie nie ma. Prokuratura Krajowa dopiero ustala, czy i kto był inwigilowany
Kraj
Posłowie napiszą nową definicję drzewa. Wskazują na jeden brak w dotychczasowym znaczeniu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Kraj
Zagramy z Walią w koszulkach z nieprawidłowym godłem. Orła wzięto z Wikipedii