Zbliżające się wybory samorządowe będą pierwszym testem dla wszystkich partii politycznych od czasu kampanii w latach 2014–2015. I mogą na nowo ustawić scenę polityczną. Wybory lokalne zwykle nie są bezpośrednio powiązane z tematami ogólnokrajowymi, ale tym razem może być inaczej.
To za sprawą m.in. deklaracji Grzegorza Schetyny, że prezydenci miast i samorządowców z Platformy przyjmą uchodźców po wygranych wyborach w 2018 r. – Złożymy aplikację, pokażemy miasta i województwa, które będą w stanie to zrobić – mówił kilka tygodni temu Schetyna. To wywołało irytację w samej PO i co najmniej chłodne przyjęcie samych samorządowców. Niektórzy nasi rozmówcy w kuluarowych rozmowach wskazywali nawet, że w ten sposób powstał już scenariusz kampanii samorządowej PiS. Inni zarzucali Schetynie brak jakiejkolwiek strategii w sprawie uchodźców i niepotrzebne wplątywanie samorządowców w sprawę, w której i tak nie mają nic do powiedzenia. To wszystko sprawiło, że już teraz samorządowi politycy PO znaleźli się w defensywie – na wiele miesięcy przed rozpoczęciem prawdziwej kampanii.
I chociaż w podpisanej na początku przez kilkunastu prezydentów największych miast w Polsce skupionych w Unii Metropolii Polskich deklaracji o wspieraniu migracji nie ma wprost „twardego" zapewnienia o przyjmowaniu uchodźców, to i tak ta deklaracja stała się paliwem w prekampanii w miastach. I to nie tylko dla PiS, ale też dla mniejszych ugrupowań na prawicy, które chcą wykorzystać moment do promocji swojego przesłania, i polityków, którzy mogą wystartować w wyborach samorządowych. Dlatego efekty sporu o przyjmowanie uchodźców będą mieć długofalowe konsekwencje. I to nie tylko dla Platformy, bo deklarację podpisali też np. prezydenci Tadeusz Ferenc z Rzeszowa i Jacek Majchrowski z Krakowa.
Pomysł na referendum
Jednym z najbardziej wyrazistych samorządowych głosów Platformy jest niemal od początku swojego urzędowania prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak, który nie obawia się wchodzenia w światopoglądowe spory. I na tle innych samorządowców PO jego głos w sprawie uchodźców brzmi bardzo wyraźnie, co już teraz dyskontuje opozycja.
Jaśkowiak zapowiedział w swoim wpisie na Facebooku pod koniec czerwca: „To symboliczny, ale istotny gest i kwestia przyzwoitości. Pokażmy im i Europie twarz inną, niż ta PiS-u. Jeśli się uda, do Poznania trafi prawdopodobnie jedna kobieta z dziećmi, ze sprawdzoną tożsamością i statusem uchodźcy". PiS w odpowiedzi zadał prezydentowi miasta sześć pytań o uchodźców, w akcji przypominającej nieco projekt PiS z „4 pytaniami" do PO, który na początku maja przyniósł partii Grzegorza Schetyny znaczne straty. Ale to nie koniec. Przedstawiciele Partii Wolność złożyli wniosek o miejskie referendum w tej sprawie, które ich zdaniem powinno się odbyć na początku nowego sezonu politycznego, czyli na początku września. Partia Wolność podobne wnioski składa zresztą w innych miastach, np. w Rzeszowie. Ale akurat w Poznaniu Jaśkowiak może całą sprawę obrócić na własną korzyść. Bo będą konsekwentnym w tej sprawie, zbiera punkty w liberalnym wielkomiejskim elektoracie, którego poparcia będzie potrzebować w najbliższych wyborach. W ten sposób on i inni prezydenci mogą się też zabezpieczać na swojej lewej flance.