Migalski: Kaczyński i Tusk rozumieją rodaków

Kaczyński i Tusk – tylko ci dwaj politycy rozumieją swoich rodaków

Aktualizacja: 13.07.2017 06:58 Publikacja: 11.07.2017 20:08

Uchodźcy obalili wiele mitów o Polakach

Uchodźcy obalili wiele mitów o Polakach

Foto: Fotorzepa, Andrzej Bogacz

Uchodźcy sprawili, że mogliśmy dostrzec, iż jesteśmy zupełnie inni, niż sami o sobie sądziliśmy. Nie tacy, jak nam się roiło. I nie tacy, jakich samych siebie widzieliśmy w powieściach Sienkiewicza lub wierszach Mickiewicza. Do tej pory zrozumiało to tylko dwóch polityków: Donald Tusk i Jarosław Kaczyński.

Badania opinii publicznej są jednoznaczne – Polacy nie chcą przyjęcia ani jednego uchodźcy. Od 60 do 75 proc. naszych rodaków jasno i wprost deklaruje, że nie życzy sobie na ojczystej ziemi ani jednego imigranta lub uchodźcy. Zwłaszcza jeśli miałby to być Arab lub Murzyn. A już szczególnie gdyby wyznawał islam.

Wystraszona nacja

To każe nam na nowo przypatrzyć się samym sobie. Między bajki możemy zatem włożyć opowieści o tym, że charakteryzujemy się tolerancją i gościnnością. Przy powyższych sondażach naprawdę trudno nadal utrzymywać, że nasz naród wyróżnia się obu tymi cechami. Jest raczej odwrotnie: od innych nacji europejskich odstajemy właśnie nietolerancją i brakiem gościnności. Polacy nie chcą nawet słyszeć o tym, że mieliby u siebie „gościć" i „tolerować" jakichś odmieńców. Mogą to czynić jedynie wobec polskich repatriantów ze Wschodu, ale to żadna gościnność i tolerancja, bo chodzi wszak o „swoich". Może zatem kiedyś cechowaliśmy się takimi przymiotami, jak tolerancja i gościnność, ale dzisiaj powoływanie się na historyczne doświadczenia na nic się nie zdaje. Dziś innowiercy, Tatarzy czy Żydzi, nie w kraju nad Wisłą szukaliby schronienia,

Inny mit o nas samych, skutecznie obalony przez problem uchodźczy, to nasza rzekoma odwaga. Przez lata chlubiliśmy się nią i nawet gdy zarzucano nam polityczną ślepotę i dyplomatyczną naiwność, to zawsze mogliśmy się odgryźć zgniłemu Zachodowi, że przynajmniej nie jesteśmy tchórzami, tak jak jego mieszkańcy.

Niestety, dzisiaj musimy zweryfikować i to mniemanie o sobie – jesteśmy najbardziej chyba wystraszoną populacją w Unii Europejskiej. Perspektywa przybycia do nas 7 tysięcy obcych sparaliżowała naród polski. Myśl o tym, że w każdej gminie zamieszka... jednak czteroosobowa rodzina z Bliskiego Wschodu lub z Afryki, poraziła potomków Sobieskiego, Piłsudskiego i Andersa. Wprawiła ich w stan, w jaki wpada zając na widok węża. Naród chlubiący się swoją odwagą zamarł z przerażenia na myśl o fali mordów i gwałtów dokonywanych na nim przez owych 7 tysięcy uchodźców.

Wrogowie wiary

Jest jeszcze coś, co wydarzenia ostatnich miesięcy boleśnie zweryfikowały: nasz katolicyzm. W interesującej nas tematyce Kościół wypowiedział się najjaśniej, jak to tylko można. Zarówno ustami samego papieża, jak i za pośrednictwem oficjalnego stanowiska Episkopatu. Zarówno lokator Watykanu, jak i polscy biskupi nawoływali do dostrzeżenia w twarzy uchodźcy oblicza Chrystusa i do pomocy potrzebującym. Na marne. Polacy w zdecydowanej większości zignorowali te apele i nie wyrazili ochoty na takie „miękiszowate" rozterki. „Ciapaty" to wrogowie wiary i cywilizacji, przychodzą do nas, by nas podbić i zniewolić, i jeśli księża tego nie rozumieją, to ich problem. Lud polski sam będzie zatem bronił polskiej wiary. Z Bogiem lub choćby mimo Boga...

Tak, boleśnie kryzys uchodźczy sfalsyfikował nasze wyobrażenie o sobie samych. Wbrew temu, w czym żyliśmy przez wiele lat, nie jesteśmy tolerancyjni, gościnni, odważni. Nie jesteśmy nawet katolikami, bo przecież dla każdego katolika ostateczną instancją tego, jak należy się zachować w sprawach moralnych, winien być głos biskupów i samego Franciszka. Jednak deklaracje Polaków wskazują na jedno – jesteśmy jednym z najbardziej nietolerancyjnych, niegościnnych, tchórzliwych i niechrześcijańskich narodów we współczesnej Europie.

No właśnie – deklaracje Polaków. Ale co w nas z owych Polaków opisywanych w lekturach, ale też realnie żyjących kilkaset lat temu, zostało? Czy my jesteśmy nadal tacy, jacy oni bywali? Czy możemy powoływać się na ich dziedzictwo? Czy jesteśmy ich kontynuatorami?

Dwa wieki socjalizacji

Współczesna nauka nie ma wątpliwości, że w dużej mierze jesteśmy tym, co przekazano nam w genach, oraz – z drugiej strony – tym, czego nas nauczono w procesie socjalizacji. W obu tych wymiarach prawda o nas samych, wyłaniająca się z prześledzenia ostatnich dwóch wieków naszej historii, wiele tłumaczy z tego, jaki obecnie behawior i unwelt przedstawia nasza nacja. Dwieście lat zaborów, okupacji, powstań narodowych, emigracji, bezmyślnego szafowania krwią, opresji, cenzury i prześladowań najlepszej części naszej populacji musiało zaowocować takim „produktem", jakim obecnie jesteśmy.

Jeśli ktoś sądził, że dwa wieki, w czasie których najlepsi z nas, najbardziej wartościowi, wykształceni, odważni, kreatywni i bezinteresowni, oddawali życie lub musieli uciekać z kraju, nie odbije się na naszej kondycji moralnej i intelektualnej, to wykazywał się dużą naiwnością.

Ostatnich 10–15 pokoleń to okres, gdy szuje, sprzedawczyki, konformiści, tchórze, „edki" miały swój gwiezdny czas. To oni i ich progenitura mieli najlepsze możliwości rozwoju i zajmowania w hierarchii społecznej najwyższych stanowisk. To ten typ Polaka czuł się najlepiej pod zaborami, w czasie okupacji, a potem za PRL. I to ich dziedzicami dzisiaj jesteśmy. To oni wyznaczają nasz obecny światopogląd i horyzont aksjologiczny. To ich doświadczenie, mądrość i geny przejęli współcześni Polacy.

Trudno się zatem dziwić, że obecnie na myśl o przyjęciu uchodźców reagujemy strachem, brutalnością, niechęcią, brakiem solidarności czy współczucia. Zachowujemy się dokładnie tak, jak nam wdrukowały sposoby reakcji geny oraz dwustuletnia socjalizacja. Reagujemy w doskonale dopasowany do zachowań swych poprzedników i nauczycieli wzorzec.

Od 1989 roku żyliśmy w błędnym przekonaniu, że oto po rozpadzie ZSRR i upadku PRL władzę w Polsce odzyskają ci sami Polacy, którzy stracili ją w 1939 lub nawet w 1795 roku. Ale prawda jest taka, że z doświadczenia zaborów, niemieckiej okupacji i radzieckiej kurateli wyłonił się Postpolak, który z XVIII-wiecznym swym antenatem niewiele ma wspólnego. Jego duszę ukształtowało ciężkie, a niekiedy tragiczne, doświadczenie ostatnich dwóch wieków.

Ową duszę zrozumieli jedynie dwaj politycy – Donald Tusk oraz Jarosław Kaczyński (przed nimi zaś być może Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski i Leszek Miller). Tusk odwołał się do aspiracji i kompleksów Postpolaków: dał im sympatię Zachodu i pendolino. Oraz siebie – uśmiechniętego, europejskiego, wyluzowanego. I oni go pokochali na długie dwie kadencje.

Teraz zastąpił go Kaczyński, który odwołał się do bardziej mrocznych zakamarków duszy Postpolaków. I dał im coś innego niż Tusk, ale równie, a może nawet bardziej, im bliskiego: bezkarność w wyrażaniu swej nienawiści, strachu, pogardy, niechęci do obcego i innego. O ile były szef PO dał im Euro 2012, autostrady, pendolino i łaskawość Angeli Merkel, o tyle prezes PiS zaoferował im prawo do nienawiści, zawiści, złości, małości i nikczemności. Paradoksalnie: tak bardzo różniące się „oferty programowe" Tuska i Kaczyńskiego obsługują de facto tę samą duszę Postpolaka. Bo on łaknie zarówno akceptacji i pochwały, jak i możliwości wyrażania swych najciemniejszych i najbardziej mrocznych uczuć. Odda swoją wolność i głos komuś, kto da mu albo jedno, albo drugie.

Kryzys uchodźczy uświadomił nam, że po wyjeździe byłego przewodniczącego PO do Brukseli Postpolacy przyjęli propozycję Kaczyńskiego i się w niej rozsmakowują, potwierdzając jedynie, że są już zupełnie inną nacją niż ta, która pod koniec XVIII wieku traciła niepodległość. I dopóki w opozycji nie znajdzie się ktoś, kto obsłuży inną część ich zniszczonej dwustu latami opresji duszy, pozostaną wierni prezesowi PiS. ©?

Autor jest politologiem, byłym europosłem PiS i PJN

Uchodźcy sprawili, że mogliśmy dostrzec, iż jesteśmy zupełnie inni, niż sami o sobie sądziliśmy. Nie tacy, jak nam się roiło. I nie tacy, jakich samych siebie widzieliśmy w powieściach Sienkiewicza lub wierszach Mickiewicza. Do tej pory zrozumiało to tylko dwóch polityków: Donald Tusk i Jarosław Kaczyński.

Badania opinii publicznej są jednoznaczne – Polacy nie chcą przyjęcia ani jednego uchodźcy. Od 60 do 75 proc. naszych rodaków jasno i wprost deklaruje, że nie życzy sobie na ojczystej ziemi ani jednego imigranta lub uchodźcy. Zwłaszcza jeśli miałby to być Arab lub Murzyn. A już szczególnie gdyby wyznawał islam.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?
śledztwo
Ofiar Pegasusa na razie nie ma. Prokuratura Krajowa dopiero ustala, czy i kto był inwigilowany
Kraj
Posłowie napiszą nową definicję drzewa. Wskazują na jeden brak w dotychczasowym znaczeniu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Kraj
Zagramy z Walią w koszulkach z nieprawidłowym godłem. Orła wzięto z Wikipedii