Tak, ale one są wytworem tamtejszej wieloletniej tradycji akademickiej i funkcjonują w innym kontekście ekonomicznym, kulturowym i społecznym. U nas rady mogą przeobrazić się w lokalne koterie. Ustawa wzmacnia także władzę rektora, a to oznacza ograniczenie autonomii akademickiej. Rady będą miały władzę decydowania o najważniejszych sprawach dotyczących życia akademickiego. Dzięki ustawie zostaną wyeliminowane z życia akademickiego ciała kolegialne, jakimi były dotychczas rady wydziałów, co wzmocni tylko hierarchiczność struktury organizacyjnej uczelni. Obawy budzi także scentralizowana władza rektora. Polskie uczelnie mogą przeobrazić się w hierarchiczne struktury zarządzane w sposób autokratyczny przez rektorów i rady. W uczelniach prowincjonalnych może to grozić autorytaryzmem, trudnym do wyobrażenia na przykład w Warszawie czy Krakowie.
Dlaczego miałyby zostać zmarginalizowane uczelnie, które znajdują się poza dużymi centrami akademickimi?
Ustawa jest skonstruowana w taki sposób, że najlepiej będą finansowane uczelnie największe, znajdujące się w największych polskich miastach. To one otrzymają największe finansowanie. Pozostałe uczelnie, mniejsze, młode i znajdujące się z reguły na prowincji, siłą rzeczy otrzymają dotacje znacznie mniejsze. Istnieje więc obawa, że największe uczelnie będą wysysały pieniądze z systemu finansowania, w którym pula do podziału wzrosnąć ma jedynie nieznacznie. Doprowadzi to podziału cywilizacyjnego na Polskę A i B.
Dlaczego niepokojące są wprowadzane kryteria oceny pracy naukowej i dydaktycznej Uniwersytetu w Białymstoku?
Proponowane w ustawie kryteria oceny naukowej są chore nie tylko w ocenie koleżanek i kolegów pracujących na Uniwersytecie w Białymstoku. Krytykowali je eksperci z Biura Analiz Sejmowych, Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej, Krajowa Sekcja Nauki NSZZ Solidarność i zdecydowana większość przedstawicieli polskiego środowiska akademickiego. Podstawą oceny pracy naukowej są bowiem punkty uzyskiwane za publikacje naukowe, co już dawno zrodziło wspomniane już zjawisko „punktozy", czyli publikowania nie po to, aby coś nowego powiedzieć, ale by zdobyć punkty. Liczy się zatem nie jakość prac naukowych, lecz uzyskane za ich opublikowanie punkty. One stanowią podstawę tzw. oceny parametryzacyjnej uczelni. W związku z tym polskie uniwersytety coraz bardziej przypominają przedsiębiorstwa, których zadaniem jest produkcja punktów. Ustawa to zjawisko umacnia.
Co to oznacza dla uczelni wyższych?