Natychmiast po odmowie publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego ostrzegłem, że zaistniały dwa porządki prawne – a więc Polska stoi w obliczu wojny domowej.
Geodeci odmówią
Takie przypadki w naszej historii już się zdarzały: zarówno podczas okupacji narodowosocjalistycznej, jak i podczas powstania styczniowego istniały dwa porządki prawne – drugi usiłowało narzucić państwo „podziemne". W stanie wojny, powtarzam, to się zdarza.
Obecnie też od kilku tygodni jesteśmy w stanie wojny. Tyle że jeszcze nie szczęka oręże. I nie wszyscy zdeklarowali, po czyjej są stronie.
Na razie ludzie nie zdają sobie z tego sprawy: wyborcy PO sądzą, że idzie o obronę wpływów – wyborcy PiS wzruszają ramionami: „A niech sobie łamią prawo, byle tych złodziei z PO pozamykali w kryminale". Nie dostrzegają tego również politycy, choć oświadczenia Sądu Najwyższego (a także rad m. Łodzi, Poznania i Warszawy) powinny im dać wiele do myślenia.
Wojna domowa zagrozi, gdy w jakiejś sprawie zostaną zaangażowane realne pieniądze. Np. kilka milionów posiadaczy nieruchomości zechce je sprzedać, rząd oświadczy, że ustawa tego zabrania, ci odwołają się do sądów, sądy będą rejestrować sprzedaż, a podlegający administracji geodeci odmówią nanoszenia tego na mapy. Lub w jakiejkolwiek innej poważnej sprawie.