Anna Słojewska z Brukseli
Komisja Europejska może nakładać miliardowe kary na takich gigantów, jak Microsoft, Google czy Gazprom, i zmuszać ich do zmiany cen i modeli biznesowych. Właśnie w polityce konkurencji najbardziej widać możliwości Brukseli.
Wszechwładny urząd
To stanowiąca część KE Dyrekcja Generalna ds. Konkurencji jest wszechwładnym europejskim urzędem antymonopolowym, dbającym o równe warunki działania dla wszystkich firm na jednolitym rynku. A nadzorujący ją komisarz ds. konkurencji nie musi konsultować swoich decyzji na poziomie politycznym, niepotrzebne mu są unijne szczyty, głosowania w radzie ministrów, opinia Parlamentu Europejskiego ani nawet przychylność kolegów komisarzy.
Jego decyzje powinny być bezstronne i oparte na faktach, ale jak w każdej sprawie zawsze jest szerokie pole do interpretacji. Idealnie więc byłoby mieć u takiego komisarza sympatię i szacunek.
Polski rząd nie ma ani jednego, ani drugiego. Gdy 13 stycznia na zamkniętym posiedzeniu omawiano sytuację w Polsce i propozycję objęcia naszego kraju mechanizmem ochrony praworządności, to właśnie komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager poprosiła o głos i krytykowała polski rząd. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że ze wszystkich wypowiadających się w tej sprawie komisarzy Dunka była najostrzejsza i optowała za interwencją Komisji Europejskiej. Poza tym sama poprosiła o głos. Inaczej niż komisarze z urzędu odpowiedzialni za analizę sytuacji w Polsce, jak Frans Timmermans odpowiedzialny za wspomniany mechanizm, Guenther Oettinger zajmujący się mediami, Vera Jurowa, komisarz ds. sprawiedliwości, Elżbieta Bieńkowska reprezentująca Polskę, czy wreszcie Tibor Navracsics, komisarz węgierski, który dzielił się swoimi doświadczeniami jako były minister w rządzie Viktora Orbána, od lat spierającego się z Brukselą.