Polityka zagraniczna PiS. Jak Polska znów wstaje z kolan

Jeden z pilotów samolotu Lufthansy miał podobno, w trakcie rozmowy z wieżą kontroli lotów w Monachium, oburzyć się, że musi mówić, zgodnie z obowiązującymi procedurami, po angielsku, choć jest Niemcem, w niemieckim samolocie, na niemieckim lotnisku. – Dlaczego mam mówić po angielsku? – spytał oburzony. – Bo przegraliście tę cholerną wojnę – usłyszał w odpowiedzi.

Aktualizacja: 08.03.2017 15:12 Publikacja: 08.03.2017 13:26

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Słuchając wywiadu, jakiego udzielił Jarosław Kaczyński TVP Info i czytając to, co powiedział w „Gazecie Polskiej”, można odnieść wrażenie, że prezes PiS jest przekonany, iż Polska wygrała nie tylko ostatnią „cholerną wojnę”, ale także kilka poprzednich. Mniejsza już o sprawę Donalda Tuska – tu ewidentnie mamy do czynienia z osobistym konfliktem dwóch najbardziej znaczących polskich polityków XXI wieku, który – jak na sprawę osobistą przystało – wymyka się zasadom racjonalności.

Kaczyński jednak nie poprzestaje na Tusku – przy okazji postanawia bowiem pokazać miejsce w szeregu Niemcom i Angeli Merkel. Przekonuje więc – w rozmowie z „Gazetą Polską” - że Niemcy mają zbyt mały potencjał, by dominować w UE, a ich obecna, silna pozycja we Wspólnocie jest czymś sztucznym. Z kolei w wywiadzie dla TVP Info sugeruje między wierszami, że Angeli Merkel mogło zależeć na wypchnięciu Wielkiej Brytanii z UE (w domyśle – by nie blokowała budowy Europy dwóch prędkości). A Tuska kanclerz ma forsować tylko dlatego, by nie sprzeciwiał się jej koncepcji.

Polski rząd krzyżuje jednak te plany Jackiem Saryusz-Wolskim i mówi „sprawdzam”. Albo nie wybierzecie Tuska (bo prezes nie ukrywa specjalnie, że głównie o to mu chodzi), albo będzie źle. - Dzisiaj z Polską próbują się nie liczyć i stąd nasza kandydatura – mówi Kaczyński. Czyli – co stało się fundamentem naszej polityki zagranicznej – po raz kolejny powstajemy z kolan.

Pytanie tylko, czemu owo powstawanie z kolan musimy tak często powtarzać – mogłoby się wydawać, że jeśli raz wstaliśmy, otrzepaliśmy spodnie, to dalej możemy już dumnie maszerować zachowując godną postawę.

Sęk w tym, że do tego, by stawiać skuteczne ultimatum i rozgrywać Europę z pozycji siły brakuje nam tych kilku wygranych wcześniej wojen. Polska jest ważnym europejskim krajem, ale nie jest krajem najważniejszym. Ma wszelkie atuty do tego, by być państwem współdecydującym o kształcie UE – ale, cytując prezesa Kaczyńskiego, brakuje nam jednak trochę potencjału, by zamiast współdecydowania dyktować Niemcom, Francji czy Włochom rozwiązania. A wywrócenie europejskiego stolika na cztery dni przed wyborem szefa RE bez zapewnienia sobie jakiegokolwiek poparcia (ba – przy gardzeniu tym poparciem – vide Waszczykowski mówiący, że nie wie kto popiera Saryusz-Wolskiego i nie interesuje go to), to zachowanie kraju, który znajduje się w pozycji hegemona. To już nie dyplomacja – to już próba siły, która jest skuteczna, jeżeli stoją za nią armaty. Choćby gospodarcze.

A Polska aż takiego potencjału nie ma. Dlatego wstawanie z kolan musi co jakiś czas powtarzać i tupać nogą, żeby nikt, broń Boże, nie pomyślał, że musi się z kimś liczyć. Nie musi, owszem. Ale skoro się z nikim nie liczy – to nikt nie będzie się liczył z nią. Gdyby Beata Szydło była w Wersalu, mogłaby skuteczniej protestować przeciwko Unii dwóch prędkości, niż robi to Kaczyński w telewizji Kurskiego. Trudno jednak się dziwić, że jej tam nie było skoro, obserwując ostatnie działania polskiej dyplomacji, można przypuszczać, iż pierwszym pytaniem byłoby: A dlaczego nie na Zamku Królewskim w Warszawie?

Jeden z polityków PiS mówiąc o Tusku stwierdził, że „nie jest on przecież żadnym Metternichem”. I to prawda. Ale Waszczykowski też nie wygląda na Talleyranda, Błaszczak na Josepha Fouché a Macierewicz na Napoleona. Stąd pojawia się obawa, że w sytuacji, gdy Europa jednak nie ugnie się przed polskim rządem, planem „B” jest dumne trwanie w samotności. Dość niebezpieczne w sytuacji kraju, który jednak nie wygrał kilku ostatnich „cholernych wojen”.

Słuchając wywiadu, jakiego udzielił Jarosław Kaczyński TVP Info i czytając to, co powiedział w „Gazecie Polskiej”, można odnieść wrażenie, że prezes PiS jest przekonany, iż Polska wygrała nie tylko ostatnią „cholerną wojnę”, ale także kilka poprzednich. Mniejsza już o sprawę Donalda Tuska – tu ewidentnie mamy do czynienia z osobistym konfliktem dwóch najbardziej znaczących polskich polityków XXI wieku, który – jak na sprawę osobistą przystało – wymyka się zasadom racjonalności.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?