Gość porannej rozmowy Roberta Mazurka w RMF FM oświadczył, że nie zrobił filmu o zamachu w Smoleńsku, ale uznał też, że "nie mógł być to zwykły wypadek komunikacyjny". Jak stwierdził, w filmie ani razu nie pada słowo "zamach", a pojawia się ono za to najczęściej w jego omówieniach.
- Próbuję zrozumieć, dlaczego na pokładzie samolotu z prezydentem i delegacją najwyższych dostojników państwa mógł się zdarzyć wybuch - mówił Krauze. Zaznaczył, że analizujący katastrofę naukowcy ustalili, że na pokładzie musiało dojść do co najmniej jednego, a prawdopodobnie dwóch wybuchów.
Robert Mazurek przypomniał słowa Krauzego, które padały podczas udzielanych przez niego wywiadów: "moim zdaniem to bezsporne, że był zamach, ktoś to musiał zorganizować". Reżyser przyznał również w dzisiejszej rozmowie, że "najbardziej logiczne" jest wyjaśnienie, iż to Rosja zorganizowała zamach.
- Samolot miał katastrofę na terenie Rosji. Rosja zachowała się tak, jak się zachowała, czyli jak mogła sytuacji nie wyjaśniła - argumentował Krauze. Podkreślił jednocześnie, że jest to jego własna hipoteza.
"Przykrym doświadczeniem" nazwał twórca filmu fakt, że podczas jego realizacji wielu aktorów i filmowców odmówiło współpracy. Stwierdził, że było to bardzo przykre i bolesne. Przypomniał też, że podczas pracy nad filmem zdarzały się wokół niego rzeczy niepokojące, takie jak "nękanie telefonami, późne wizyty", a nawet wróżby.