Koszty tej inicjatywy szacowane są na milion dolarów rocznie, którą to kwotę pomysłodawcy chcą zebrać dzięki crowdfundingowi internetowemu. W 2018 roku zamierzają wysłać pierwszy sygnał. Na „celowniku" znajdzie się planeta Proxima b okrążająca gwiazdę Proxima Centauri. Układ ten jest odległy od Ziemi o zaledwie 4,22 roku świetlnego.
Zespół inżynierów METI — Messaging ExtraTerrestrial Intelligence — ma działać na podobnej zasadzie, co słynne SETI zajmujące się poszukiwaniem sygnałów radiowych mogących świadczyć o istnieniu pozaziemskich cywilizacji. — Jeśli chcemy zacząć wymianę, musimy zacząć się uczyć i dzielić wiedzą — mówi Douglas Vakoch, szef METI. — Być może w przypadku jakiejś cywilizacji to właśnie my powinniśmy przejąć inicjatywę i nawiązać kontakt.
W rozmowie z „Mercury Times" pod takim twierdzeniem podpisuje się astronom Andrew Fraknoi. — Gdyby każdy, kto może wysyłać wiadomość, nastawił się tylko na odbiór, mielibyśmy bardzo, bardzo cichą galaktykę — przekonuje.
Przedstawiciele organizacji przyznają, że zastanawiają się jeszcze, czy podobny nadajnik lepiej kupić, czy wybudować samemu. Nie wiadomo nawet, czy sygnał ma być radiowy, czy laserowy. Istotne jest również to, co chcielibyśmy naszym braciom w rozumie — jeśli istnieją — przekazać. W końcu, jak zauważa serwis ScienceAlert, pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz.
Nie wszyscy są zresztą entuzjastycznie nastawieni do pomysłu rozgłaszania faktu naszej obecności. Słynny astrofizyk Stephen Hawking uważa, że bardziej zaawansowane cywilizacje mogą nas najechać i zniszczyć. I to wcale nie dlatego, że dysponują lepszymi technologiami i są nieprzyjaźnie nastawieni, lecz dlatego, iż nasza egzystencja nie będzie dla nich bardziej istotna, niż dla nas życie bakterii.