Celem eksperymentu prowadzonego przez amerykańską agencję kosmiczną NASA i University of Hawaii było sprawdzenie, jak ludzie poradzą sobie w niewielkiej grupie, odcięci od świata i postawieni w awaryjnych sytuacjach. Najważniejsze dla badaczy obserwujących kolegów zamkniętych w bazie były sposoby rozwiązywania konfliktów interpersonalnych. Hawajski eksperyment HI-SEAS to przygotowanie do prawdziwej załogowej misji na Marsa.

Baza, której konstrukcja przypomina bazy kosmiczne, usytuowana jest w kamieniołomie na zboczach wulkanu Mauna Loa. Uczestnicy badania mogą komunikować się ze światem, ale każda transmisja opóźniona jest o ok. 20 minut — tak, jak działoby się to podczas łączności radiowej między Marsem i Ziemią. Ludzie żywią się tylko tym, co zabrali ze sobą — są pozbawieni świeżych warzyw i owoców. Na zewnątrz wyglądają wyłącznie przez małe luki. A aby wyjść z bazy muszą założyć skafander do spacerów kosmicznych.

Za kilka dni, 28 sierpnia, ochotnicy biorący udział w eksperymencie po raz ostatni otworzą właz i wrócą do cywilizacji. — Na razie poradzili sobie dość dobrze — mówi Kim Binstead odpowiedzialna za eksperyment. — Mówili, że bardzo chcą popływać w oceanie. I zdaje się, nie mają nic przeciwko wypiciu piwa albo dwóch.

HI-SEAS to jeden z najdłużej trwających podobnych eksperymentów mających przygotować ludzi do podróży na Marsa. Dłuższa była tylko misja w moskiewskim Instytucie Problemów Biomedycznych. Mars-500 trwał 520 dni, wzięło w nim udział sześciu ochotników.