Pierwszy raz w historii naukowcom udało się zlokalizować kilkanaście małych czarnych dziur w wewnętrznym obszarze naszej Galaktyki, obejmującym przestrzeń o średnicy kilku lat świetlnych.
Astrofizyk Charles Hailey z Columbia University i jego współpracownicy zauważyli te obiekty dzięki ich interakcjom z gwiazdami, które powoli krążą wokół pozornie pustej przestrzeni. Wyniki badań naukowcy opublikowali w miesięczniku „Nature".
Odizolowane czarne dziury nie emitują światła, przez co są niewidoczne, ale za to „kradną" materiał z orbitujących gwiazd, podgrzewają go do bardzo wysokich temperatur, aż zaczyna on emitować promieniowanie rentgenowskie.
Dziura przy dziurze
Dzięki danym zabranym w ciągu ostatnich 12 lat przez orbitalny teleskop Chandra, pracujący w zakresie promieni rentgenowskich, Hailey'owi i jego współpracownikom udało się znaleźć 12 obiektów emitujących taką energię promieniowania rentgenowskiego, aby można je było uznać za czarne dziury z gwiazdowymi towarzyszami. W oparciu o teoretyczne założenia naukowcy wyliczyli, że tylko w niewielkiej części wewnętrznej naszej Galaktyki powinno być do 20 tysięcy niewidzialnych czarnych dziur.
Dotychczas teoria przewidywała, że ?Galaktyka powinna zawierać miliony, a nawet 100 milionów czarnych dziur, w tym także te, które były zbliżone do supermasywnej czarnej dziury w centrum Drogi Mlecznej. Dotychczas istnienia żadnej z nich nie potwierdzono. Jednak analizy obserwacji przeprowadzonych przy użyciu teleskopu Chandra w sposób pośredni dowodzą, że nasza Galaktyka jest dosłownie usiana czarnymi dziurami.