Nie będzie reklam przy nieprawdziwych tekstach

Facebook i Google chcą walczyć z fałszywymi informacjami, odcinając je od źródła dochodów. Muszą jednak uważać, by nie naruszyć wolności słowa.

Aktualizacja: 30.11.2016 20:06 Publikacja: 30.11.2016 16:13

Nie będzie reklam przy nieprawdziwych tekstach

Foto: 123RF

Pod wpływem krytyki Google i Facebook zmieniły regulaminy swoich usług. Przy tekstach celowo wprowadzających w błąd nie będą wyświetlać reklam. Przed wyborami w USA w sieci pojawiało się bowiem wiele tekstów „informacyjnych", które okazywały się nieprawdziwe. Wielu komentatorów uznało, że mogły wpłynąć na wynik wyborów, a za ich rozpowszechnianie częściowo odpowiadają giganci cyfrowi. A większość takich treści tworzona była dla zysku – sensacyjne tytuły nabijały ilość odsłon, co przekładało się na wpływy z reklam. Pomysł odcięcia ich od pieniędzy wydaje się więc dobry, ale rodzi inne problemy.

Rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar podkreśla, że Facebook czy Google nie mogą pozostać całkowicie poza społeczną kontrolą.

Prawda czy fałsz

– Polityka selekcjonowania informacji oddziałuje na możliwość korzystania z wolności słowa – mówi Adam Ploszka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. – Są też trudności w określeniu, jakie informacje posiadają przymiot prawdziwości, a jakie nie.

Problemu tego świadom jest Mark Zuckerberg. Napisał w poście na swoim portalu, że zidentyfikowanie „prawdy" jest skomplikowane. Wyraził pewność, że użytkownicy pomogą w oznaczaniu wartościowych treści. Jednocześnie zauważa, że wiele osób oznacza nawet rzeczowe teksty jako niepoprawne, bo się z nimi nie zgadzają. Wskazuje też, że wiele jest treści co do zasady prawdziwych, ale mylących lub pomijających szczegóły.

– Musimy być bardzo ostrożni, stając się arbitrami prawdy – podsumował Zuckerberg.

Badania Uniwersytetu Stanforda pokazują, że wielu młodych ma problemy z oceną wiarygodności treści przekazywanych w mediach społecznościowych. Świadectwem prawdziwości jest dla nich często wielkość dołączonego zdjęcia lub liczba śledzących. Na ocenie „społeczności" nie zawsze więc można polegać.

Kto ma oceniać

Najprawdopodobniej więc oceny prawdziwości będą dokonywać pracownicy firm, posiłkując się czasem algorytmami komputerowymi.

Google News już od kilku lat informuje o prawdziwości wyświetlanych materiałów. Na razie tylko w USA, Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii, ale planuje objąć też inne państwa. Firma współpracuje z licznymi organizacjami, takimi jak International Fact-Checking Network, First Draf News Coalition oraz The Trust Project. Zrzeszają one dziennikarzy i ekspertów działających na rzecz podniesienia poziomu informacji w sieci. W ramach Digital News Initiative Google współdziała także z wydawcami prasy w Europie.

Adam Ploszka podkreśla, że zgodnie z wytycznymi ONZ w sprawie biznesu i praw człowieka firmy mają obowiązek oceny, w jaki sposób ich polityka oddziałuje na prawa człowieka, a gdy takie oddziaływanie zidentyfikują – zapobiegania potencjalnym naruszeniom. – Takim działaniem może być określenie transparentnych zasad filtrowania wiadomości – tłumaczy.

Walki z fałszywymi newsami może też ściągnąć dodatkową odpowiedzialność.

– Zgodnie z ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną, jeśli dostawca usług monitoruje treść informacji, to może powstać domniemanie, że jest świadom jej ewentualnej bezprawności i nie wyłączy swojej odpowiedzialności za nią – mówi dr Paweł Litwiński z Instytutu Allerhanda.

Opinia:

Maciej Hoffman, dyrektor generalny Polskiej Izby Wydawców Prasy

Teksty prasowe są wielokrotnie sprawdzane, co gwarantuje ich rzetelność i prawdziwość. Tym właśnie różni się wypowiedź dziennikarska od informacji „śmietnikowej", którą może opublikować każdy. Nie ma więc poważnej obawy, by treści wydawców prasowych zostały bezpodstawnie uznane za nieprawdziwe. Gdyby się tak stało i dostawca usług niesłusznie zablokował wyświetlanie reklam przy takim tekście, niezbędne jest zapewnienie jurysdykcji polskich sądów w rozstrzyganiu tego typu sporów. Trzeba jasno określić, czy Google i Facebook podlegają polskiemu prawu.

Pod wpływem krytyki Google i Facebook zmieniły regulaminy swoich usług. Przy tekstach celowo wprowadzających w błąd nie będą wyświetlać reklam. Przed wyborami w USA w sieci pojawiało się bowiem wiele tekstów „informacyjnych", które okazywały się nieprawdziwe. Wielu komentatorów uznało, że mogły wpłynąć na wynik wyborów, a za ich rozpowszechnianie częściowo odpowiadają giganci cyfrowi. A większość takich treści tworzona była dla zysku – sensacyjne tytuły nabijały ilość odsłon, co przekładało się na wpływy z reklam. Pomysł odcięcia ich od pieniędzy wydaje się więc dobry, ale rodzi inne problemy.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów