Kredyty walutowe: CIRS czyli bubel prawno-finansowy

Mało, który przedsiębiorca zdawał sobie sprawę z tego, czym jest transakcja typu CIRS. Tymczasem transakcja te wystawiały firmy na rujnujące ryzyko walutowe.

Aktualizacja: 09.10.2016 09:50 Publikacja: 09.10.2016 07:00

Kredyty walutowe: CIRS czyli bubel prawno-finansowy

Foto: Fotorzepa, Michał Walczak

Główną istotą transakcji CIRS jest zarządzanie ryzykiem walutowym i procentowym, w uproszczeniu polegającą na zamianie kredytu w PLN na kredyt w innej walucie (taniej oprocentowanej). Tak banki opisywały ten produkt m.in. na stronach internetowych, ale także niekiedy w oficjalnych sprawozdaniach zarządu. Przemilczana została natomiast informacja, iż brak wpływów walutowych w walucie, na której oparty jest CIRS powoduje, iż transakcja staje się skrajnie spekulacyjna i wystawia na nieograniczone, wręcz rujnujące ryzyko walutowe. Historia pokazuje jednak dwulicowość działań niektórych banków – w czasie, gdy polska waluta się umacniała i transakcja dawała coraz korzystniejsze rozliczenia odsetkowe dla klienta – pracownik banku dzwonił, proponując zamknięcie z „korzystną" wpłatą dla klienta („korzystną" gdyż w istocie banki wypłacały klientom tylko część tego, co się klientowi należało, zachowując resztę dla siebie). Natomiast, gdy trend walutowy się odwrócił, i wycena stawała się coraz mniej korzystna dla klienta – telefon banku milczał. Dopiero gdy ujemna wycena sięgała już milionowych kwot, bank informował o konieczności zabezpieczenia transakcji. Klient pozostawał w takiej sytuacji wobec dwóch możliwości – zamknąć przedterminowo transakcję ze stratą kilku milionów złotych lub czekać i ryzykować jeszcze większą stratę.

Ocena sądu

Jeden z banków, dość intensywnie oferujący w 2008 r. transakcje typu CIRS (zwane też niekiedy CCIRS) w przesyłanych do klientów prezentacjach wskazywał, że „CIRSa zawsze warto zrobić". Historia kryzysu 2008 r. pokazuje, iż CIRSa nie tylko nie zawsze warto było robić, ale – wczytując się w uzasadnienie wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie z marca tego roku, wręcz kategorycznie należało odradzać go podmiotom, nieuzyskującym wpływów walutowych w walucie, na której produkt ten był oparty.

Sąd Apelacyjny rozpoznając apelację jednego z banków od wyroku pierwszej instancji uznał, iż taki produkt dla podmiotu nieuzyskującego wpływów w jenie japońskim był wysoce spekulacyjny, nieadekwatny i nieodpowiedni do potrzeb klienta. Zaoferowanie transakcji poprzedzone było zaniechaniami ze strony banków w zakresie rzetelnej informacji o ryzykach oraz wykorzystaniem przewagi kontraktowej banku. Te okoliczności były dla sądu podstawą do uznania transakcji za nieważną.

Wniosek, do których doszedł sąd, mogą mieć istotne znaczenie dla klientów, którzy zawarli tego typu transakcje, gdyż praktycznie wszyscy z nich zawarli CIRSa opartego na walucie, w której nie uzyskiwali wpływów (w Polsce najczęściej był to jen japoński lub frank szwajcarski).

Instrument rynku międzybankowego

W 2008 r. mało, który przedsiębiorca zdawał sobie sprawę z tego, czym jest transakcja typu CIRS (pewnie wielu do dziś nie wie jak, działa ten produkt). I fakt ten nie powinien dziwić, gdyż w 2008 r. produkt ten był wykorzystywany głównie przez banki na rynkach międzybankowych w celu zarządzania ryzykiem walutowym i stóp procentowych, co potwierdził m.in. Narodowy Bank Polski w raportach bankowych za 2008 r. NBP wskazał, iż w 2008 r. obrót transakcji CIRS z podmiotami niebankowymi wynosił zaledwie 8 proc. Był to, zatem produkt mało znany klientom niefinansowym i to niewątpliwie ułatwiło akwizytorom bankowym sprzedawanie haseł w stylu „CIRSa zawsze warto zrobić". Było o tyle łatwiej, iż produkt opierano głównie na jenie japońskim, więc nawet, jeżeli oferowano go doświadczonemu eksporterowi to w większości przypadków nie miał on żadnych – ani przyjemnych ani mniej przyjemnych – doświadczeń z fluktuacją tej waluty. Znamienne, że banki na rynku międzybankowym nigdy nie zawierały CIRSa w walucie, której by nie posiadały, natomiast w relacji z klientami nigdy nie oferowały CIRSa w walucie, którą zarządzał klient (zdarzało się oferowanie CIRSów klientom, którzy w ogóle nie posiadali waluty). Innymi słowy, banki proponowały klientom ugotowaną przez siebie zupę, której same jakoś nie chciały spożywać.

Ocena transakcji

Sąd Apelacyjny we wspomnianym wyroku podkreślił, iż nie można wymagać od klienta banku zachowania staranności na poziomie obowiązującym osoby i podmioty zawodowo zajmujące się oferowaniem lub korzystaniem z transakcji walutowych. Fakt, że klient prowadził działalność, nie zwalniało zatem banku z obowiązków udzielenia mu właściwych informacji, co od rzeczywistych skutków prawdopodobnych warunków wykonywania zawartych umów oraz znaczenia poszczególnych instrumentów, które mogły mieć wpływ na poziom zabezpieczenia interesów powoda, związanych z możliwymi zmianami kursu jena wobec złotego.

Co ciekawe – konkluzja Sądu Apelacyjnego, iż sporna transakcja była nieadekwatna i nieodpowiednia do profilu działalności klienta, może prowadzić do dalszego istotnego wniosku – iż sporna transakcja nie pozostawała w funkcjonalnym związku z działalnością gospodarczą klienta. Taka ocena natomiast pozwalałaby wykazywać przedsiębiorcy przed sądami 10-letni okres przedawnienia. W konsekwencji podmioty, które zamknęły transakcje w 2008 r. czy 2009 r. nadal mogłyby podejmować próbę odzyskania pobranych przez bank środków.

Sąd Apelacyjny przyjął również, iż umowa kredytu zawarta z bankiem na zamknięcie CIRSa nie stanowi ugody, której fakt zawarcia przez strony wykluczałby możliwość dochodzenia roszczenia od banku. Sąd podkreślił, iż istotą ugody jest czynienie wzajemnych ustępstw, a badaną umowę kredytową trudno potraktować jako ustępstwo banku, skoro zaoferowana została klientowi na standardowych warunkach. Istotą ugody jest wzajemne ustępstwo stron, natomiast ustępstwo wyłącznie jednej strony jako ugoda nie może być traktowane.

Tajemniczy algorytm

Banki uzasadniając prawidłowość obciążenia klienta milionową kwotą zamknięcia, przedstawiają do akt sądowych algorytmy. Okazuje się, iż zastosowanie tego algorytmu do poprzednich transakcji (wcześniejszych, kiedy to klient zamykał transakcję z zyskiem) ujawnia, iż w przypadku pozytywnego dla klienta zamknięcia transakcji, bank klientowi wypłacał tylko część kwoty wynikającej z bieżącej wyceny. A gdy klient zamykał transakcję ze stratą dla siebie – musiał bankowi płacić całość kwoty wynikającej z wyceny. Co więcej – zastosowanie algorytmu bankowego do samego momentu zawarcia transakcji (a nie jej zamknięcia) ujawnia, iż była ona zawierana już z ujemną wyceną (w języku finansów oznaczającą stratę). W przypadku niektórych transakcji klient ponosił już w momencie zawarcia transakcji kilkusettysięczną stratę. W jednym ze sporów sądowych bank przedstawił algortym do wyliczania zobowiązań klienta, gdzie ujętych było 19 różnych parametrów, o większości których klienci (nawet gdyby wzór był im udostępniony w umowie) nie mieli bladego pojęcia.

Milczenie KNF

Najlepszym dowodem na to, iż CIRS był bublem finansowym niech będzie milczenie KNFu na temat tych transakcji. O ile w przypadku opcji walutowych KNF niemalże wypisywał peany na temat tego, jak te opcje pełniły funkcje walutowe dla podmiotu, który uzyskiwał tę samą walutę z działalności gospodarczej. Natomiast w publikacjach z lat 2008–2010 KNF nie odnosił się do tego produktu (poza suchym podaniem – dokonanym chyba z urzędniczego obowiązku wartości łącznej ujemnej wyceny na tych transakcjach). I nie dziwi taka postawa KNF, gdyż rzetelne podejście do tematu obligowałoby ten urząd do potwierdzenia, iż zaoferowanie klientowi CIRSa na walucie, w której klient nie uzyskuje wpływów, było wystawieniem nieświadomego klienta na działanie spekulacyjne.

—Dariusz Wółkiewicz

Zdaniem autora

Dariusz Wółkiewicz, adwokat w Kancelarii Radców Prawnych i Adwokatów Nowakowski i Wspólnicy sp.k.

Można śmiało stwierdzenie, iż CIRS opary na jenie japońskim to jeden z największych, jeżeli nie największy bubel prawno-finansowy oferowany klientom w historii polskiej młodej bankowości. W przypadku kredytów walutowych klienci kwotę kredytu otrzymywali, w przypadku opcji walutowych klienci mogli wymieniać walutę, którą uzyskiwali z działalności, w przypadku polisolokat – mimo wszystko jakiś element ubezpieczenia się pojawiał. A CIRS na rynku detalicznym? To w istocie mutant zdegenerowany przez niektóre banki do księgowania szybkiego, łatwego i okazałego zysku, sprzeniewierzający się naturze tego produktu (bank małemu przedsiębiorcy nie udzieliłby 15 milionowego kredytu, ale CIRSA na kwocie bazowej 15 mln zł mógł już śmiało zaoferować, i po kilku minutach rozmowy telefonicznej cieszyć się marżą). Klient musiał płacić do banku odsetki od kapitału w jenach japońskich, których to jenów klient nigdy nie otrzymał. Na koniec transakcji klient musiał zwrócić kapitał w jenach, ale jak można było zwrócić coś, czego uprzednio się nie otrzymało. Jeden z klientów, który we wrześniu 2008 r. zawarł pierwszego i jedynego w życiu CIRSa, którego wg banku „zawsze warto było zrobić" po siedmiu tygodniach od zawarcia transakcji zamykał go ze stratą ponad 7 mln. Był to produkt skrajnie spekulacyjny.

Główną istotą transakcji CIRS jest zarządzanie ryzykiem walutowym i procentowym, w uproszczeniu polegającą na zamianie kredytu w PLN na kredyt w innej walucie (taniej oprocentowanej). Tak banki opisywały ten produkt m.in. na stronach internetowych, ale także niekiedy w oficjalnych sprawozdaniach zarządu. Przemilczana została natomiast informacja, iż brak wpływów walutowych w walucie, na której oparty jest CIRS powoduje, iż transakcja staje się skrajnie spekulacyjna i wystawia na nieograniczone, wręcz rujnujące ryzyko walutowe. Historia pokazuje jednak dwulicowość działań niektórych banków – w czasie, gdy polska waluta się umacniała i transakcja dawała coraz korzystniejsze rozliczenia odsetkowe dla klienta – pracownik banku dzwonił, proponując zamknięcie z „korzystną" wpłatą dla klienta („korzystną" gdyż w istocie banki wypłacały klientom tylko część tego, co się klientowi należało, zachowując resztę dla siebie). Natomiast, gdy trend walutowy się odwrócił, i wycena stawała się coraz mniej korzystna dla klienta – telefon banku milczał. Dopiero gdy ujemna wycena sięgała już milionowych kwot, bank informował o konieczności zabezpieczenia transakcji. Klient pozostawał w takiej sytuacji wobec dwóch możliwości – zamknąć przedterminowo transakcję ze stratą kilku milionów złotych lub czekać i ryzykować jeszcze większą stratę.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona