Iracka armia rządowa wspierana przez szyickie milicje zdobyła wczoraj przed świtem ostatnie osiedle na przedmieściach Tal Afar (w północnym Iraku). Po południu „zgniecenie terrorystów" w okolicach miasta i całkowite wyzwolenie prowincji Niniwa ogłosił premier Iraku Hajdar al-Abadi.
Tal Afar, wyjątkowe pod względem etnicznym miasto, było w rękach dżihadystów z tzw. Państwa Islamskiego (ISIS) przeszło trzy lata. Jego wyjątkowość polega na tym, że większość mieszkańców stanowią tam nie Arabowie czy – co nierzadkie w tym regionie – Kurdowie, lecz Turkmeni.
Na początku 2014 roku mieszkańców było tam ponad 200 tys., teraz, według zachodnich szacunków, jest ledwie 10–20 tys. Wielu Turkmenów uciekało najpierw z lęku przed czystkami dokonywanymi przez sunnicki ISIS, a teraz – przez bojówki szyickie.
– Iraccy Turkmeni są rozbici religijnie, około 40 pro. to szyici, około 60 pro.– sunnici. Nie mają też wspólnej tożsamości politycznej czy kulturowej, co powoduje, że nie są jednorodnym graczem w konfliktach w Iraku. To Turcja chciałaby ich uważać za spójny naród i adresata swojej braterskiej pomocy, ale rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Turkmeńskie siły walczą po stronie szyickiej, ale jednocześnie turkmeńscy sunnici, konkretnie talafarscy, byli forpocztą działań Al-Kaidy w północnym Iraku, a potem zaangażowali się w działalność tzw. Państwa Islamskiego – mówi „Rzeczpospolitej" Krzysztof Strachota, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.
To była już trzecia w tym wieku bitwa o Tal Afar. Drugą, krótką, trzy lata temu wygrało tzw. Państwo Islamskie. W pierwszej, w 2005 roku, Amerykanie wspierani przez słabą iracką armię rządową pokonali tu po przeszło dwóch tygodniach walk poprzednika ISIS – Al-Kaidę. Amerykańskimi oddziałami dowodził (wówczas pułkownik) H.R. McMaster, który jest teraz doradcą ds. bezpieczeństwa prezydenta Donalda Trumpa.