Zakaukazie: znów wojna

Armie azerska i armeńska znów wyruszyły do walki o Górski Karabach.

Aktualizacja: 03.04.2016 20:32 Publikacja: 03.04.2016 19:22

Armeńscy ochotnicy z oddziałów tzw. Republiki Górskiego Karabachu na linii frontu

Armeńscy ochotnicy z oddziałów tzw. Republiki Górskiego Karabachu na linii frontu

Foto: AFP

Po 22 latach rozejmu w sobotę w nocy wybuchły starcia wzdłuż całej linii rozdzielającej wrogie armie w górach Zakaukazia. Skala walk nie jest znana, ale obie strony twierdzą, że użyto ciężkiego sprzętu: czołgów, artylerii i katiusz.

Pomimo nacisku światowych przywódców i ONZ zacięte walki toczyły się również w niedzielę i nic nie wskazywało, by miały się zakończyć. Nie wiadomo jednak, kto atakował na froncie, a kto się bronił. Zarówno Baku, jak i Erywań twierdziły, że to ich wojska przeszły do natarcia, bo zostały zaatakowane.

Kto kogo

Obie stolice mówiły też o setkach zabitych – ale drugiej strony. Armenia przyznała się w końcu do straty 18 żołnierzy, a Azerbejdżan – 12. Baku twierdzi, że jego oddziały zniszczyły dziesięć armeńskich czołgów. Erywań – że Ormianie spalili dwa azerskie czołgi, jeden wóz pancerny i zestrzelili helikopter.

Wszystko to w walce o dwa bliżej nieznane wzgórza i wioskę, które w końcu zostały podobno zdobyte przez Azerów. Na innym odcinku frontu równie nieznane wzgórze mieli zdobyć Ormianie.

W niedzielę jednak Ministerstwo Obrony Azerbejdżanu oświadczyło, że jednostronnie wprowadza zawieszenie broni. „Robimy to, biorąc pod uwagę wezwania (ze strony) struktur międzynarodowych oraz przez wzgląd na pokojową politykę naszego państwa" – zapewnili wojskowi. Ale Ormianie z Górskiego Karabachu twierdzą, że kanonada nie milknie ani na chwilę i walki cały czas trwają.

Jednakże turecka agencja Anadolu informuje, że azerska zapowiedź „jednostronnego zawieszenia broni" miała wyglądać inaczej. W telefonicznej rozmowie z tureckim prezydentem Recepem Erdoganem lider Azerbejdżanu Ilham Alijew miał powiedzieć, że gotów jest do zawieszenia broni, „jeśli Armenia zrobi to pierwsza".

Azerski ambasador w Moskwie Polad Biulbiul-ogły nie wykluczył dalszych działań wojennych. – 22 lata podejmowane są próby rozwiązania tego konfliktu. No ale ile można? Jesteśmy gotowi do pokojowego rozwiązania problemu. Ale jeśli nie będzie rozwiązany pokojowo, to my będziemy go rozwiązywać wojskowo – powiedział.

Zastępcza wojna

Prezydent Turcji był jedynym przywódcą międzynarodowym, który nie wzywał do przerwania walk, ale poparł Azerbejdżan i zapowiedział, że będzie z nim „do zwycięskiego końca".

Turcja jest skonfliktowana z Armenią z powodów historycznych: odrzuca odpowiedzialność za ludobójstwo Ormian w 1915 roku w Imperium Osmańskim. Azerbejdżan zaś jest jednym z kilku państw powstałych po rozpadzie ZSRR, które jest tureckojęzyczne.

Drugi najważniejszy dla Zakaukazia polityk, rosyjski prezydent Władimir Putin, wezwał do zaprzestania walk. W Armenii stacjonuje ponad 5 tysięcy rosyjskich żołnierzy wspartych czołgami i samolotami, nic jednak nie wiadomo, by na wieść o walkach ogłoszono u nich choćby alarm. Ale przedstawiciel prorosyjskiej Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (grupującej część państw postradzieckich pod egidą Moskwy) oskarżył właśnie Azerbejdżan o złamanie zawieszenia broni.

Moskwę z kolei wiąże ścisły sojusz z Armenią i niechęć do Azerbejdżanu, przez który przechodzą jedyne rurociągi na terenie byłego ZSRR niekontrolowane przez Rosję. Ale właśnie dlatego Kreml próbuje odbudować swoje wpływy w Baku, który – z powodu boomu naftowego – wyrósł na regionalną potęgę. Napływ petrodolarów umożliwił Azerbejdżanowi ogromną modernizację armii.

Konflikt bez końca

Niedający się rozwiązać konflikt dotyczy terytorium Górskiego Karabachu, który w czasach ZSRR był zamieszkanym przez Ormian autonomicznym terytorium w Azerbejdżanie. W trakcie rozpadania się Związku Radzieckiego między Ormianami i Azerami wybuchły walki o jego przynależność. Wojna doprowadziła do masowej ucieczki Ormian z Azerbejdżanu i Azerów z Armenii. Walki wygasły po sześciu latach.

Azerbejdżan stracił Karabach oraz około 20 proc. pozostałego terytorium leżącego między Karabachem a Armenią. Sam Górski Karabach formalnie jest niepodległy, faktycznie jest częścią Armenii.

O dziwo, wojna azersko-ormiańska nigdy nie objęła innej enklawy – azerskiego Nachiczewania leżącego na terenie Armenii.

Od 1994 roku istnieje tzw. mińska grupa OBWE, która próbuje rozwiązać konflikt. Ale dopiero przy pośrednictwie prezydenta Władimira Putina w 2008 roku prezydenci Armenii i Azerbejdżanu spotkali się w Moskwie i podpisali deklarację o Górskim Karabachu, zobowiązując się do „szukania rozwiązania konfliktu w oparciu o prawo międzynarodowe".

Jednak już od 2013 roku zaczęło narastać napięcie na linii przerwania ognia. W grudniu 2015 roku wybuchły jednodniowe walki, choć już z użyciem ciężkiej broni. Ale takich starć jak obecnie jeszcze nie było.

Opinia

Aleksiej Podbieriozkin, dyrektor rosyjskiego Centrum Badań Wojskowo- -Politycznych przy MSZ Rosji

Główną przyczyną tego konfliktu jest to, że w pewnym momencie naszej historii doprowadzono do sztucznego upadku Związku Radzieckiego. Nie wywołały go przecież jakieś problemy gospodarcze, kulturowe czy społeczne. W czasach istnienia ZSRR takie konflikty nie mogły mieć miejsca, nawet gdyby komuś bardzo się tego chciało. To samo co w Górskim Karabachu widzieliśmy w Naddniestrzu w Mołdawii, widzimy również na Ukrainie, gdzie część rosyjskojęzycznego społeczeństwa została zagrożona pozbawieniem swojej kultury. Podobne problemy są w północnej części Kazachstanu, widzimy to także na Kaukazie. Wszystko to świadczy o tym, że byłe wspólne państwo zostało sztucznie podzielone granicami narodowościowymi.

Powstrzymać te konflikty czy zapobiec kolejnym już się nie da. Nie zrozumieją tego nigdy ci, którzy myślą, że Związek Radziecki upadł w sposób naturalny.

Sytuacja mogłaby się ustabilizować jedynie wtedy, gdyby doszło do odbudowy wspólnego państwa. Tego chcą wszyscy, zarówno Ormianie, jak i Azerbejdżanie. Niepotrzebna im jest niepodległość państw Azerbejdżanu i Armenii. Tak samo jak to nie jest potrzebne mieszkańcom Naddniestrza, Mołdawianom czy Ukraińcom. Niepodległość potrzebna jest jedynie regionalnym elitom.

W obecnej sytuacji wszystko będzie zależało od zachowania Rosji. Jeżeli Moskwa wesprze w tym konflikcie Erywań, sytuacja szybko się rozwiąże na korzyść Armenii. Nie chcemy jednak psuć naszych dobrych relacji z Azerbejdżanem.

Po 22 latach rozejmu w sobotę w nocy wybuchły starcia wzdłuż całej linii rozdzielającej wrogie armie w górach Zakaukazia. Skala walk nie jest znana, ale obie strony twierdzą, że użyto ciężkiego sprzętu: czołgów, artylerii i katiusz.

Pomimo nacisku światowych przywódców i ONZ zacięte walki toczyły się również w niedzielę i nic nie wskazywało, by miały się zakończyć. Nie wiadomo jednak, kto atakował na froncie, a kto się bronił. Zarówno Baku, jak i Erywań twierdziły, że to ich wojska przeszły do natarcia, bo zostały zaatakowane.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konflikty zbrojne
Białoruś: Mińsk zaatakowany z terytorium Litwy. Jest reakcja litewskiej armii
Konflikty zbrojne
Mobilizacja na Ukrainie. Wojsko czeka na tych, którzy wyjechali za granicę
Konflikty zbrojne
Departament Stanu potwierdza. Rakiety dalekiego zasięgu na Ukrainie na polecenie Joe Bidena
Konflikty zbrojne
Komisja Europejska szykuje 14. pakiet sankcji. Kary dla przewoźników ropy i broni
Konflikty zbrojne
Prof. Andrzej Zybertowicz: Polska w Nuclear Sharing? W tym przypadku Rosja ma powody, żeby się niepokoić