Po ponad dwóch miesiącach blokady linii kolejowej prowadzącej na tereny opanowane przez separatystów w nocnej akcji oddziałów MSW i Służby Bezpieczeństwa Ukrainy usunięto przeszkody i aresztowano ponad 40 osób.
Do przerwania wszystkich połączeń wezwał pod koniec grudnia deputowany Semen Semenczenko, były dowódca ochotniczego batalionu Donbas. Według niego akcję prowadzili weterani walk w Donbasie, by zakończyć „handel na krwi" z separatystami. – Nie wiadomo, czy wszyscy są weteranami. W każdym razie nie zablokowali wszystkich dróg, ale na innych przepuszczali tylko pomoc humanitarną – mówi „Rzeczpospolitej" kijowski analityk wojskowy Konstantin Maszowec.
Ich akcja doprowadziła do przerwania dostaw węgla z donbaskich kopalń do ukraińskich elektrowni (dostosowanych do tamtejszego antracytu) i ogłoszenia przez władzę w Kijowie stanu wyjątkowego w energetyce. Wykorzystując ją jako pretekst, separatyści znacjonalizowali wszystkie przedsiębiorstwa, które na rządzonych przez nich terenach były własnością ukraińską.
Za zatrzymanymi ujęła się partia Samopomoc oraz działacze z zachodniej Ukrainy. Kilka godzin po aresztowaniach w Łucku, Równem i Iwano-Frankowsku rozpoczęto okupację budynków administracyjnych, a w Winnicy i Czerniowcach doszło do manifestacji. Protesty odniosły skutek. „SBU twierdzi, że wszystkich aresztowanych już wypuściła, ale my znaleźliśmy tylko sześciu z 43. W ich telefonach komórkowych starto wszelkie informacje, to utrudnia odnalezienie" – napisała na Facebooku wiceprzewodnicząca ukraińskiego parlamentu Oksana Syroid.
Jednocześnie rząd wydał rozporządzenie porządkujące handel z separatystami. Zgodnie z dokumentem można im dostarczać tylko pomoc humanitarną (do której zaliczono jedynie żywność i lekarstwa). Ale wpisano tam też „towary koniecznie do funkcjonowania przedsiębiorstw metalurgicznych, wydobywczych i energetycznych", legalizując handel z Donbasem. Możliwe, że w tej sytuacji organizatorzy blokady wznowią akcję.