– Rosja planuje wymianę wodzów Doniecka i Ługańska Aleksandra Zacharczenki i Igora Płotnickiego, a na ich miejsce szykuje najprawdopodobniej współpracowników byłego prezydenta Wiktora Janukowycza – uważa kijowski analityk Anatolij Oktysiuk.
Kreml chciałby w ten sposób zmusić Kijów do bezpośrednich rozmów z separatystami. Część rosyjskich urzędników uważa, że mogłoby do tego doprowadzić osadzenie w Doniecku na przykład byłego premiera Ukrainy Nikołaja Azarowa (który uciekł z kraju razem z Janukowyczem), zamiast nikomu nieznanego Zacharczenki.
Nikt nie ogłaszał zmiany polityki Kremla, ale obecni wodzowie separatystów okazują coraz większe zdenerwowanie. Dobrym pretekstem do zmiany władz byłyby wybory samorządowe, które separatyści muszą przeprowadzić zgodnie z „mińskimi porozumieniami", ale już oświadczyli, że nie wiadomo, kiedy się odbędą. Jednocześnie z Doniecka informują, że jak najszybciej próbują zebrać jak największe zasoby finansowe.
„Liderzy separatystów boją się, że Rosja z nich zrezygnuje. Wielu polowych dowódców wystraszonych utratą władzy wypowiada się też przeciw pokojowi z Ukrainą" – napisała wiedeńska „Die Presse".
Ale demoralizacja dotarła do oddziałów na linii frontu liczących obecnie ok. 34 tys. ludzi (w tym 7 tys. rosyjskich żołnierzy i oficerów). Donieckie „Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego" musiało rozlokować na zapleczu centralnej części frontu „oddziały zaporowe", które przy użyciu broni mają powstrzymywać masową dezercję. Uciekają przede wszystkim studenci zmobilizowani do wojska. „Prawie co noc w Doniecku są obławy" – napisał jeden z nich o poszukiwaniu zbiegów.