W 1997 roku prezydenci Ukrainy i Rosji podpisali porozumienie „o przyjaźni, współpracy i partnerstwie". Wtedy Leonid Kuczma i Borys Jelcyn zagwarantowali nawzajem nietykalność granic i poszanowanie integralności terytorialnej. Zobowiązania te zostały złamane, gdy wiosną 2014 roku Rosja anektowała Krym, chwilę wcześniej wysyłając tam zielone ludziki, żołnierzy bez oznaczeń. De iure porozumienie obowiązuje do dziś, ponieważ przez żadną ze stron nie zostało oficjalnie wypowiedziane.
Co więcej, w świetle tego porozumienia Ukraina nadal pozostaje „strategicznym partnerem Rosji". Rosyjska Duma chce to zmienić, gdyż według dokumentu półwysep jest nadal częścią Ukrainy.
– Uznanie granic jest współzależne od przyjaźni, współpracy i partnerstwa. A to oznacza, że jeżeli nie ma przyjaźni, to pojawia się pretekst do ponownego wyjaśnienia wszystkich kwestii, w tym również dotyczących granic – stwierdził kilka dni temu deputowany Dumy Konstantin Zatulin, wiceszef komisji ds. Wspólnoty Niepodległych Państw (WNP).
Od ponad 20 lat Zatulin stoi na czele wspieranego przez Kreml Instytutu Krajów WNP, który był jednym z organizatorów tak zwanego krymskiego referendum oraz finansował prorosyjskich separatystów w południowo-wschodnich regionach Ukrainy. Działalność na Ukrainie prowadził już dawno – organizował masowe protesty przeciwko ukraińsko-amerykańskim manewrom „Sea Breeze 2006" w Teodozji. Nie bez udziału Zatulina przeciwko współpracy z NATO protestowano wtedy m.in. w Doniecku, Zaporożu i Odessie. W konsekwencji do manewrów nie doszło, ale od tamtej pory Zatulin jest personą non grata na Ukrainie, a po aneksji Krymu sąd w Kijowie wydał nakaz jego aresztowania.
Deputowany rządzącej Jednej Rosji tym się nie przejmuje i twierdzi, że porozumienie „o przyjaźni i partnerstwie z Ukrainą" powinno zostać rozwiązane. Zapowiada, że rosyjski parlament zajmie się tym w najbliższym czasie. Wszystko dlatego, że termin ważności porozumienia upływa pod koniec roku, ale zostanie przedłużony automatycznie o 10 lat, jeżeli Kijów lub Moskwa nie wypowiedzą go z półrocznym wyprzedzeniem.