O tym, że stosunki dyplomatyczne Ukrainy i Rosji wiszą na włosku, w środę poinformował wpływowy rosyjski dziennik „Kommiersant”. W przyszłym tygodniu ukraińska Rada Najwyższa ma przegłosować w drugim czytaniu ustawę „o reintegracji Donbasu”, która wprost nazywa Rosję agresorem.
Ostateczna wersja projektu tej ustawy, według dziennika, ma zawierać wzmiankę o zerwaniu stosunków z Rosją. Następnie prezydent Ukrainy Petro Poroszenko miałby opublikować odpowiednie rozporządzenie i wszystkie ukraińskie placówki dyplomatyczne w Rosji zostałyby zamknięte. Z kolei Moskwa wycofałaby swoich dyplomatów z Ukrainy. „Pośredniczyć w relacjach pomiędzy Ukrainą a Rosją miałaby Białoruś albo Szwajcaria” – pisze „Kommiersant”.
A to by oznaczało, że Ukraina byłaby kolejnym państwem na postradzieckiej przestrzeni, które zerwało stosunki dyplomatyczne z Rosją. Po wojnie w 2008 roku uczyniły tak władze w Tbilisi. Od tamtej pory kraje kontaktują się ze sobą za pośrednictwem Szwajcarii.
W Kijowie nie zaprzeczają, że może dojść do zerwania stosunków dyplomatycznych. Niekoniecznie jednak w przyszłym tygodniu. – To nie jest kompetencja parlamentu. Inicjatywa powinna wychodzić od prezydenta albo od rządu. Jeżeli oni w reszcie podejmą taką decyzję, parlament rozpatrzy taki wniosek – mówi „Rzeczpospolitej” Oksana Syroid, wiceprzewodnicząca ukraińskiej Rady Najwyższej. – Zerwać stosunki dyplomatyczne należało jeszcze w 2014 roku, gdy Rosja dokonała agresji na Ukrainę. Wtedy jednak prezydent i jego otoczenie na to się nie zdecydowali, m.in. z powodu prowadzenia przez niego biznesu w Rosji (chodzi o należącą do Poroszenki fabrykę cukierniczą Roshen w rosyjskim Lipiecku, zamkniętą w styczniu bieżącego roku – red.) – dodaje.
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow stwierdził, że zerwanie stosunków dyplomatycznych może „jeszcze bardziej skomplikować sytuację na południowym wschodzie Ukrainy”. – Oznaczałoby to całkowite wstrzymanie wszelkich kontaktów. W takich warunkach trudno byłoby sobie wyobrazić realizację porozumień mińskich. Uderzyłoby to w miliony ludzi, którzy co miesiąc przekraczają rosyjsko-ukraińską granicę – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Aleksiej Podbieriozkin, szef Centrum Badań Wojskowo-Politycznych, działającego przy prestiżowym Moskiewskim Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych (MGIMO). – Ukraina nazywa Rosję agresorem, a my uważany, że władze w Kijowie są nielegalne. Doszło tam do przewrotu państwowego i rządzi faszystowska dyktatura – dodaje.