Zabity był organizatorem grup bojówkarzy zwalczających ukraińską rewolucję, a potem twórcą oddziału separatystów „Opłot” w Doniecku. Zginął zastrzelony we wtorek, w luksusowej restauracji na zamkniętym osiedlu willowym pod Moskwą, w rejonie, w którym mieszkają najbogatsi Rosjanie.
Nim zemdlał, jego ciężko ranny ochroniarz zdążył wymamrotać do policjantów: „kopalnie Donbasu”. Jako podstawową wersję przyjęto więc, że Żilin zginął z powodu nielegalnych i półlegalnych interesów, jakie prowadził ze tamtejszymi liderami i dowódcami separatystów.
– Wiadomo, że rosyjskie służby specjalne zlikwidowały wielu przywódców separatystów, mających własne, samodzielne oddziały. Znacznie mniej wiadomo o tym, że równie brutalnie usuwały i dotychczas usuwają różnych donbaskich szczwanych biznesmenów. Trwa walka o kontrolę nad handlem węglem, sprzedażą donieckich kombinatów na złom albo ich wywozem do Rosji, praniem brudnych pieniędzy (a właściwie zamienianiem nielegalnej, donbaskiej gotówki w legalne konta bankowe) – tłumaczy ukraiński ekspert wojskowy Jurij Butusow.
Podobnymi rzeczami zajmował się zabity Żilin jeszcze za rządów zbiegłego prezydenta Wiktora Janukowycza. Jeden z ukraińskich polityków wspominał, że przyszły separatysta w każdą sobotę woził z Charkowa do Kijowa gotówkę: haracz od miejscowych biznesmenów i polityków dla klanu Janukowyczów w stolicy.
Jednak w Rosji powinęła mu się noga. Rosyjski „czarny” i „szary” rynek usług finansowych (głównie legalizacja dochodów poprzez fikcyjne firmy) „dawno jest podzielony, obcy nikomu nie są potrzebni, a wszystkie operacje kontrolują służby specjalne”. Pod ich szczególnym nadzorem jest „czarna finansowa dziura”, jaką są tereny okupowane, które gwarantują ogromne zyski. Inny przybysz z Ukrainy, „Miszania Kosoj” (prawa ręka ukraińskiego miliardera Rinata Ahmetowa), został zastrzelony w grudniu 2015 roku na Krymie za to, że próbował wejść na rosyjski rynek podrobionych wyrobów akcyzowych.