Słowa Donalda Trumpa mogą na nowo rozpalić spór dotyczący grudniowej zapowiedzi przeniesienia przez USA swojej ambasady z Tel Awiwu do Jerozolimy. Decyzja taka oznacza de facto uznanie Jerozolimy za stolicę Izraela. Przeprowadzka miałaby nastąpić w maju. Przeciwko przeniesieniu placówki protestuje świat arabski.

Trump zapytany przez dziennikarzy, czy będzie uczestniczył w otwarciu ambasady, powiedział "Mogę. Mogę. Zaczęli jak wiadomo ją budować i mogę. Będziemy rozmawiać o tym i o innych sprawach".

Prezydent twierdzi, że na budowie ambasady oszczędza pieniądze podatników. - Zamierzamy ją zbudować bardzo szybko i bardzo niedrogo - kontynuował. - W zeszłym tygodniu dostałem na biurko zamówienie za miliard dolarów. Powiedziałem: "Miliard? Na co to? Zamierzamy zbudować ambasadę" - mówił Trump. Zapowiedział, że budowa będzie kosztować maksymalnie ćwierć miliona. - To tymczasowe, ale byłoby bardzo ładne. 250 tys. w stosunku do miliarda dolarów; czy to dobre? - pytał. Premier Netanjahu w odpowiedzi uśmiechnął się.

Trump dociskany przez dziennikarzy w sprawie przyjazdu dodał, że "przyjazd jest rozważany". - Jeśli mogę, to przyjadę, ale będę tam znowu. Izrael jest dla mnie wyjątkowy - stwierdził. Jego zdaniem doprowadzenie sprawy ambasady w Jerozolimie do końca pozwoli wznowić rozmowy na temat procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie. - Uważam, że Palestyńczycy bardzo chcą wrócić do stołu rozmów - powiedział.