Wystąpienie ministra Gabriela to dobry przykład na tryumf pragmatyzmu nad emocjami, co powinno cechować mądrą dyplomację. Polska zdążyła w ciągu minionych dwóch lat oskarżyć Niemcy o to, że chcą narzucać swoją wolę całej Europie używając instytucji unijnych jako bezwolnych narzędzi do realizacji własnych narodowych celów (słychać to było z ust polityków PiS zwłaszcza tuż przed i tuż po przedłużeniu kadencji Donalda Tuska na stanowisku szefa RE). Publicznie pouczaliśmy Angelę Merkel w kwestii polityki migracyjnej tłumacząc jej jak dziecku, że popełniała błąd za błędem ws. uchodźców, czego można było uniknąć, gdyby słuchała rozsądnych polityków pokroju Marka Suskiego. Wypomnieliśmy też Niemcom II wojnę światową, wracając do tematu reparacji, które – z perspektywy Berlina – są tematem zamkniętym. To bagaż wystarczająco duży, by ochłodzić relacje między państwami do poziomu, w którym ich przedstawiciele po rytualnym uścisku ręki odwracają się do siebie plecami.

Gdyby polityka zagraniczna Niemiec oparta była o godnościowy paradygmat, Sigmar Gabriel milczałby spokojnie obserwując, jak Polska osłabia swoje relacje z Izraelem, a przede wszystkim z USA. Waszyngton jest wszak dla Warszawy alternatywą dla Brukseli, a więc im słabsze więzy łączą Polskę z USA, tym łatwiej Niemcom i Unii Europejskiej wywierać na nią presję. Milczenie umożliwiałoby słodką zemstę w myśl chińskiego przysłowia „usiądź na brzegu rzeki i poczekaj, aż trupy twoich wrogów spłyną z prądem”.

Jeżeli Niemcy zachowały się w tej sytuacji inaczej, to nie dlatego, że uznały wyjątkową rolę Polski w dziejach świata i nie przez wzgląd na dręczące dzieci i wnuki nazistów wyrzuty sumienia. To raczej wynik chłodnej kalkulacji . Jeśli do chłodu między Warszawą a Brukselą dojdzie chłód w relacjach Polski z Waszyngtonem to może się okazać, że ostatnim kierunkiem w którym Polska będzie mogła szukać przyjaciół będzie wschód (przedstawiciele putinowskiej Jednej Rosji zdążyli już pochwalić polskiego ustawodawcę – to symptomatyczne, bo Rosja Polskę chwali raczej rzadko). A Polska przesuwająca się na wschód to dalsza dezintegracja UE i problem dla Niemiec, dla których lepiej jest posiadać bufor w postaci prozachodniej Europy Środkowej (której Polska jest najważniejszym państwem), niż mieć Rosję de facto u swoich granic.

Polska może być też cennym sojusznikiem Niemiec w samej UE – bo z racji sąsiedztwa i licznych więzów gospodarczych łączących oba kraje – ich interesy w wielu sprawach są tożsame. Nawet jeśli więc Berlinowi trudno o porozumienie z rządem PiS to przecież – jak zapewne kalkuluje się w Niemczech – kiedyś w Polsce może pojawić się inny układ polityczny. A wtedy gesty, takie jak ten wykonany przez Gabriela, będą dowodem na to, że nawet w trudnych czasach wzajemnych animozji Polska mogła liczyć na Niemcy. Zero emocji. Czysta pragmatyka. Taki gest mało kosztuje, a po prostu się Niemcom opłaca.

Słowa Gabriela są więc – w obecnej sytuacji – niewątpliwie korzystne dla Polski, ale jest to sukces wbrew polskiej dyplomacji. I choć – jak każdy sukces – cieszy, to dobrze by było, abyśmy na kolejne sukcesy pracowali już sami.