„Kiedy rezygnowałem z kandydowania na funkcję Przewodniczącego Zarządu Głównego Stowarzyszenia Komitet Obrony Demokracji, podałem bardzo konkretne argumenty. Nie mogłem odpowiadać za nierzetelne i niepełne sprawozdanie finansowe Stowarzyszenia za rok 2016. Nie chcę dłużej firmować publicznej aktywności tego Stowarzyszenia" – zaczyna wpis na blogu Mateusz Kijowski.
Co to oznacza? – Argumentował to tym, że sprawozdanie finansowe jest niepełne, bo nie wpisano w nim 2 mln zł od Komitetu Społecznego KOD. Nie można było ich ująć, bo takich darowizn nie było – przekonuje nas Krzysztof Łoziński, obecny przewodniczący.
We wpisie na blogu Mateusz Kijowski twierdzi także, że KOD został zawłaszczony, dzieli ludzi na sorty. – To jest niepoważne. Preferował jednoosobowe zarządzanie, sam chciał decydować, a ja unikam jak ognia podejmowania w ten sposób decyzji – komentuje Łoziński. – Uważam, że dobrze, że odchodzi. Proponowałem mu to już w styczniu.
O swojej rezygnacji Kijowski poinformował zarząd w środę e-mailem. Solidarnie z nim odeszły też inne osoby. – Tłumów nie ma. Rezygnację przysłało ok. 50 osób, głównie z Warszawy – mówi Bartosz Sierpniowski, członek zarządu przyjmujący zgłoszenia. Mazowiecki oddział liczy ok. 2 tys. osób.
Czarę goryczy miały przelać kulisy organizacji protestów, wywołanych zapowiadaną reformą sądownictwa. KOD Mazowsze miał być ignorowany, choć deklarował wsparcie manifestacji przed Sejmem. Ponadto Odnowa (stowarzyszenie działającego poza strukturami KOD, które stworzyli ludzie kojarzeni z Kijowskim) nie akceptuje pozostania w organizacji, w której większość energii idzie na wewnętrzne spory, a lwia część budżetu na pensje dla członków zarządu i inne cele pozastatutowe. „Nie chcemy być dłużej kojarzeni z działaniami, wypowiedziami i kłamstwami Łozińskiego, Filiks, Marciniaka i Szumełdy".